Ugasić smoki zionące ogniem
Nie lada zadanie czeka dziś na hokeistów Comarch Cracovii, którzy w pierwszym swym meczu trzeciej rundy Pucharu Kontynentalnego zmierzą się z francuskim Dragons de Rouen, a więc z popularnymi „Smokami".
Ten francuski klub jest stosunkowo młody, bowiem działa od 1982 roku, początkowo pod nazwą RHC (Rouen Hockey Club). Potrzebował jednak zaledwie trzech lat, by awansować do ekstraklasy francuskiej, w której występuje nieprzerwanie od 1985 roku.
W tym czasie wypracował sobie dość silną markę, nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. Pierwsze mistrzostwo Francji zdobył w 1990 roku, kolejne cztery przyszły w latach 1992-1995.
- W tym czasie walczyliśmy z powodzeniem na arenie międzynarodowej. Wygraliśmy Puchar Lig Europejskich w 1995 roku i Puchar Atlantycki w 1995 oraz 1996 roku - przyznaje Vincent Girot z biura prasowego francuskiego klubu.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Rouen nieco spuściło z tonu, ale zaraz na początku dwudziestego pierwszego wieku powróciło na zwycięską ścieżkę. Drużyna zdobyła pięć kolejnych mistrzostw Francji (2001, 2003, 2006, 2008 i 2010).
Co więcej, w sezonie 2005/2006 zespół dokonał niezwykłego wyczynu zwyciężając w niemal wszystkich spotkaniach sezonu regularnego (jeden mecz zakończył się remisem).
- Obecnie mamy na swym koncie dziesięć mistrzowskich tytułów, co pozwala nam zajmować trzecie miejsce w tabeli wszechczasów. Prowadzi Chamonix z trzydziestoma mistrzostwami Francji, drugi jest Paryż z osiemnastoma - informuje Girot.
Hokej cieszy się w Rouen dużym zainteresowaniem i często spotkania ligowe ogląda komplet kibiców (lodowisko może pomieścić 2747 widzów) I jest to sport numer 1 w mieście. - Ale nie we Francji, gdzie bardziej medialne są: piłka, rugby, tenis, czy formuła 1 - wyjaśnia Girot.
Polscy kibice powinni doskonale znać zwłaszcza jednego zawodnika Dragons de Rouen. To Teddy Da Costa, który w poprzednich sezonach występował w Zagłębiu Sosnowiec. - To nasz reprezentant kraju. Liczymy też na jego wiedzę o Cracovii z czasów, gdy grał w Polsce - przyznaje Girot. W drużynie jest jeszcze trzech innych kadrowiczów „Trójkolorowych".
W sumie w zespole występuje czternastu Francuzów, ale jest też czterech Kanadyjczyków, trzech Szwedów oraz gracze z Finlandii i Słowacji. A kto jest największą gwiazdą zespołu? Vincent Girot wymienia ich aż czterech:
- Chodzi mi o czterech Kanadyjczyków: Carl Mallette, Marc-André Thiel, Julien Desrosiers (on ma już francuski paszport) i François-Pierre Guénette. Są oni znani na cały kraj i stanowią o naszej sile.
Dragons de Rouen chcą wygrać rozpoczynający się dziś turniej, a za swego najgroźniejszego rywala uważają angielski Coventry Blaze. Nie lekceważą także Metalurgsa Liepaja, o Comarch Cracovii wiedzą niewiele. - To tylko teoria. W praktyce każda drużyna ma równe szanse - mówi przedstawiciel biura prasowego klubu, który po dziewięciu kolejkach ligi francuskiej zajmuje trzecie miejsce (ma tyle samo punktów, co zespoły plasujące się na pierwszej i drugiej pozycji).
DG
(fot. rouenhockeyelite76.com)