Sebastian Witowski: Puchar Tatrzański to profesjonalnie zorganizowany turniej

Sebastian, dekadę temu jako zawodnik wystąpiłeś już w barwach Comarch Cracovii w Pucharze Tatrzańskim. Jak wspominasz tamten turniej i atmosferę?
Faktycznie to już dziesięć lat minęło, a ja byłem wówczas czynnym zawodnikiem. Czas szybko mija i jak się okazuje znów będziemy mieli okazję wystąpić w tych mocno prestiżowych zawodach. Doskonale jednak pamiętam tę niezwykłą atmosferę, którą można było odczuć niemal na każdym kroku. Poprad to przecież miasto, które żyje hokejem, a kibice mocno przeżywają wszystkie mecze miejscowej drużyny. Przekonaliśmy się o tym przecież całkiem niedawno, bo raptem dwa tygodnie temu graliśmy tam sparing i zwyciężyliśmy 2:1.
Mimo, że mecz był rozgrywany w środku tygodnia, na miejscową arenę przybyło sporo osób, które żywiołowo dopingowały swój zespół oraz mocno przeżywały porażkę. Reasumując zarówno turniej, jak i cała otoczka zorganizowane są w pełni profesjonalny sposób, a na tafli możemy oglądać naprawdę mocne zespoły. Co warte jednak podkreślenia: To nie uczestnicy się zgłaszają, a organizatorzy wysyłają im zaproszenia, dlatego tym bardziej cieszymy się, że już drugi raz zostaliśmy w ten sposób docenieni.
Wówczas zajęliśmy trzecie miejsce po porażce z Witkowicami i zwycięstwie z Kadrą Słowacji U-20. Czy tamten wynik można uznać za sukces?
Pamiętam, że pierwszy mecz zakończył się naszą porażką 1:7, a Czesi szybko strzelili kilka goli i ułożyli sobie to spotkanie po swojej myśli. Czuliśmy wtedy wszyscy taką sportową złość i na następny dzień bardzo chcieliśmy się zrehabilitować za ten nieudany występ. Naszym drugim rywalem była młodzieżowa reprezentacja Słowacji, złożona z zawodników, którzy nie ukończyli dwudziestego roku życia. Wbrew pozorom to nie był słaby rywal, ponieważ byli to najlepsi gracze w swojej kategorii wiekowej i bardzo chcieli dobrze się zaprezentować przed swoim trenerem i miejscową publicznością. Ostatecznie zwyciężyliśmy 3:1 i zajęliśmy trzecie miejsce, co z pewnością należy postrzegać w kategorii sukcesu.
W 2009 roku występowałeś w Popradzie jako zawodnik, teraz jesteś kierownikiem drużyny. Czy udzielałeś zawodnikom jakichś szczególnych rad odnośnie występu na tym turnieju?
Od początku swojej pracy na tym stanowisku nie udzielam żadnych porad, nie komentuję i nie oceniam. Moje zdanie w tym temacie jest takie, że starsi zawodnicy zazwyczaj mówią „A kiedyś to było... kiedyś to się grało..." (śmiech), a prawda jest taka, że każdy z graczy doskonale wie jakie są jego obowiązki, jak ma trenować i zachowywać się na tafli. Oczywiście zdarzają się takie sytuacje, że czasem młodsi zawodnicy poproszą mnie jednak o jakąś podpowiedź czy poradę. Staram się wówczas przekazać im w przystępny sposób swoją hokejową wiedzę oraz opowiadam różne ciekawe historie z dawnych czasów, związane z moją grą oraz Cracovią.
Sebastian Witowski (pierwszy z prawej - fot. archiwum Klubu)
Jedynym zawodnikiem w naszej kadrze, który pamięta tamten turniej z tafli jest Filip Drzewiecki. Czy będziecie na niego szczególnie liczyć?
„Drzewko" to profesjonalista w każdym aspekcie - nie ważne czy gramy sparing czy mecz o wysoką stawkę albo odbywamy tylko trening - zawsze daje z siebie sto procent i wkłada we wszystko maksimum zaangażowania. Zresztą ostatnie sparingi pokazały, że jest w wyśmienitej formie strzeleckiej o czym świadczą bramki w ostatnich dwóch meczach. Na uwagę zasługuje zwłaszcza gol w Popradzie, który jak się okazało zapewnił nam zwycięstwo. Jak widać ten tatrzański klimat niezwykle mu służy (śmiech) i jeśli tylko zachowa taką skuteczność to może zostać królem strzelców tego turnieju, czego mu oczywiście życzę.
Oprócz występów w Pucharze Tatrzańskim zagramy także na ukraińskim turnieju „Donbass Open Cup" w rejonie Doniecka. To z pewnością będzie dobre przetarcie przed Pucharem Kontynentalnym?
Turniej na Ukrainie to dla nas bez wątpienia swoista nowość. Jesteśmy pierwszą polską drużyną, która uda się w ten rejon po konflikcie politycznym i całą tą niezbyt ciekawą sytuacją z tym związaną. Te wschodnie drużyny prezentują ciekawy styl, podobny do tego jakim właśnie zagrają nasi rywale w Pucharze Kontynentalnym. Jesteśmy niezmiernie ciekawi jak drużyny podejdą do zawodów na Ukrainie, a więc jakim składem zagrają i czy zaprezentują twardy i agresywny hokej. Jesteśmy jednak pewni, że mecze będą niezwykle ciężkie, ponieważ zawodnicy walczą o miejsce w składzie i każdy będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Z pewnością będzie to doskonała reklama hokeja na wschodzie, zarówno dla organizatorów, ale też i dla naszego Klubu.
W daleką podróż na wschód drużynę czeka wpierw lot samolotem do Charkowa, a następnie trzygodzinna podróż autokarem. Dla Ciebie jako kierownika drużyny z pewnością będzie to ogromne wyzwanie logistyczne?
Dużo nauczyła mnie już Hokejowa Liga Mistrzów. Wyprawy do Szwecji czy Finlandii były dla nas ogromnym przedsięwzięciem, zwłaszcza że również podróżowaliśmy różnymi środkami transportu. Przekonałem się wówczas, że nie ma rzeczy, której nie można ogarnąć i z każdej trudnej sytuacji istnieje jakieś wyjście. Jeśli chodzi o podróż na Ukrainę to sporą pomocą wykazali się organizatorzy turnieju, którzy tak naprawdę biorą odpowiedzialność za wszystko.
Póki co dogrywamy ostatnie szczegóły, a ja liczę na to, że podróż przebiegnie bez zakłóceń, a nasi zawodnicy nie będą odczuwać zbytnio jej trudów. Myślę, że każdy będzie zadowolony, a oprócz walorów sportowych, wyniosą z tej wyprawy także coś innego. Wiadomo, że będzie to inny kraj, inna kultura, ale sporym przeżyciem będzie też możliwość przekonania się na własne oczy jak wygląda sytuacja w tym regionie po niedawnym konflikcie.
Na koniec zapytam o to jak po kilku latach odnajdujesz się w roli kierownika drużyny? Czy coś Cię zaskoczyło oraz czy z perspektywy czasu tak właśnie wyobrażałeś sobie tę funkcję?
Zawsze powtarzam, że każdy dzień kierownika drużyny w klubie sportowym przynosi coraz to inne wyzwania i trzeba być przygotowanym niemal na wszystko. Praktycznie nie rozstaję się z komputerem, a dzień zaczynam od otwarcia poczty i przeglądnięcia maili, których już z samego rana potrafi się całkiem sporo nazbierać. Codziennie pojawiają się nowe problemy i sytuacje do rozwiązania, ma się w końcu pod sobą trzydziestu zawodników.
Każdy z nich ma jakieś potrzeby czy prośby, na które trzeba znaleźć rozwiązanie. Dlatego z perspektywy tych kilku lat muszę stwierdzić, że najważniejsze to pozytywne nastawienie do tego co się robi i do ludzi z którymi się pracuje. To przenosi się na całą szatnię i wytwarza taką dobrą otoczkę, dzięki czemu wszystkim o wiele lepiej się funkcjonuje. W dalszej perspektywie z kolei pozwala nam cieszyć się z tego co robimy i czerpać satysfakcję z wykonywanej pracy.
Rozmawiał: Łukasz Sikora