Rudolf Rohaček: Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni

  • Wywiady
27.10.2009
Rudolf Rohaček: Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni
- Mniej więcej o 16 poczułem się dziwnie, słabo, zbadała mnie nasza klubowa lekarka i dla pewności pojechaliśmy do szpitala. Tam zrobili mi EKG i inne badania. Wyniki potwierdziły, że wszystko jest w porządku, po prostu podskoczyło mi ciśnienie - przyznaje trener Rudolf Rohaček, którego zabrakło w boksie Comarch Cracovii w niedzielnym spotkaniu z Energiją Elektrenai (7:5 – przyp.).

- Mniej więcej o 16 poczułem się dziwnie, słabo, zbadała mnie nasza klubowa lekarka i dla pewności pojechaliśmy do szpitala. Tam zrobili mi EKG i inne badania. Wyniki potwierdziły, że wszystko jest w porządku, po prostu podskoczyło mi ciśnienie - przyznaje trener Rudolf Rohaček, którego zabrakło w boksie Comarch Cracovii w niedzielnym spotkaniu z Energiją Elektrenai (7:5 – przyp.).

- Jak z pana zdrowiem? Co stało się w niedzielę?
- Na lodowisku byłem już około godziny 12, może 13. Mniej więcej o 16 poczułem się dziwnie, słabo, zbadała mnie nasz klubowa lekarka i dla pewności pojechaliśmy do szpitala. Tam zrobili mi EKG i inne badania. Wyniki potwierdziły, że wszystko jest w porządku, po prostu podskoczyło mi ciśnienie. Po sześciu godzinach w szpitalu wróciłem do domu i czuję się już normalnie.

- No to całe szczęście. Aż tak bardzo stresujący był ten turniej Pucharu Kontynentalnego?
- Przy każdym meczu obecne są emocje. Nie wiem jednak czemu tak się poczułem.

- Wynik osiągnęliście rewelacyjny...
- Wiedzieliśmy od dawna, że najważniejszym spotkaniem będzie mecz z Sary-Arką Karaganda i bardzo chcieliśmy trafić na nich w pierwszym spotkaniu. Wcale nie dlatego, że byliby zmęczeni podróżą. W Kazachstanie odległości między poszczególnymi klubami są bardzo duże, więc hokeiści z pewnością są do tego przyzwyczajeni. Chodziło o to, by nie mieli okazji zobaczyć jak gramy w meczach z pozostałymi drużynami. Mogliśmy więc ich czymś zaskoczyć i myślę, że to nam się udało w stu procentach. Tu należą się słowa podziękowania zawodnikom, którzy zrealizowali właściwie cały plan taktyczny.

- Po tym spotkaniu poczuł pan, że awans jest na wyciagnięcie ręki?
- Nie, bo przed nami były jeszcze dwa pojedynki. Zaraz po meczu uczulałem moich zawodników, że nie można lekceważyć żadnego rywala i że przed nami jeszcze dwa dni walki. Mecz zawsze zaczyna się od stanu 0:0 i w nim wszystko może się wydarzyć. W drugim spotkaniu zagraliśmy bardzo dobrze, chłopaki strzelili mnóstwo bramek, byli lepsi od Estończyków.

- Trzeciego meczu pan już nie oglądał...
- Nie, ale byłem z nim na bieżąco. Pierwsza tercja była fantastyczna, graliśmy dobrze i na szybkości. Potem coś złego się podziało, ale ogólnie chłopaki pokazali, że są dobrze przygotowani kondycyjnie. Wytrzymali trudy trzech pojedynków w trzy dni.

- Waszym atutem było własne lodowisko, a przede wszystkim kibice...
- Byli niesamowici. Oni nie byli naszym szóstym zawodnikiem, a siódmym, może nawet ósmym! Stworzyli taką atmosferę, że wszyscy byli zaszokowani i zachwyceni. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Zapraszam kibiców na kolejne nasze spotkania, bo przy takich trybunach gra się naprawdę fantastycznie.

- Robi sobie pan wolne, czy od razu bierze się do pracy?
- Wczoraj drużyna miała dzień przerwy, dziś będzie trenowała, a potem przewidziana jest odnowa. Ja do pracy wracam w środę i bierzemy się za mecze ligowe. Musimy zdobywać punkty.

Rozmawiał Dariusz Guzik

CRACOVIA TO RÓWNIEŻ