Martin Dudaš: Czułem się jak na dyskotece

- Spróbowałem jeszcze trochę pograć, ale widziałem tylko gwiazdy przed oczami i nie za bardzo wiedziałem, gdzie jest krążek - wyjaśnia Martin Dudaš (z lewej), który w spotkaniu z Pol-Aqua Zagłębiem Sosnowiec doznał wstrząśnienia mózgu.
- Ostatnio twoja głowa poddawana jest dość dużej próbie..
- Mam pecha. Najpierw w meczu z GKS-em Tychy dostałem krążkiem w oko i mam je całe sine, a teraz w spotkaniu z Zagłębiem zostałem trafiony łokciem w głowę.
- Jak to wyglądało?
- W pierwszej tercji jechałem już bez krążka i chyba Da Costa (Teddy – przyp.) we mnie wjechał.
- Okazało się, że uraz jest na tyle groźny, że wylądowałeś w szpitalu…
- Spróbowałem jeszcze trochę pograć, ale widziałem tylko gwiazdy przed oczami i nie za bardzo wiedziałem, gdzie jest krążek. Czułem się jak na dyskotece. Nie było za dobrze i poprosiłem o pomoc lekarza, a ten powiedział, żeby zrobić roentgena.
- I co wyszło?
- Lekki wstrząs w mózgu, ale głowa jest w porządku. Choć cały czas mnie boli.
- Rozwalone oko, wstrząs mózgu, a ty dalej chciałeś grać!
- Chciałem grać, bo chciałem wygrać. Myślę, że każdy z drużyny myślałby podobnie.
- A jak sosnowicki szpital?
- Całkiem przyjemny. Mają tam fajne pielęgniarki (śmiech).
- Myślisz, że zagrasz w piątek?
- Ja bym bardzo chciał. Zobaczymy jednak, czy będzie mnie bolała głowa, czy nie.
Rozmawiał Dariusz Guzik