Leszek Laszkiewicz: Tworzymy jedną rodzinę Cracovii!

- My i piłkarze tworzymy jedną wielką rodzinę Cracovii. Trzymamy za siebie kciuki, cieszymy się ze swoich zwycięstw i martwimy porażkami. Fajny wynik w meczu z Wisłą, który niespodziewanie osiągnęli piłkarze, wytworzył w naszej szatni dodatkową presję, by im dorównać - mówi napastnik ComArch Cracovii.
- Po sromotnej porażce z Sanokiem
zdołaliście się w miarę szybko pozbierać i udowodnić swoją wyższość w
prestiżowym meczu z Podhalem. Czy ciężko było trenerowi odbudować wasze morale?
- Nie, ponieważ wszyscy pałali chęcią zrehabilitowania się za porażkę w Sanoku. Przegrać tak wysoko to nie było miłe ani dla nas, ani dla trenera. Nie musiał jednak specjalnie odbudowywać naszej psychiki, bo ta wcale nie siadła. Oczywiście ciężko jest się tłumaczyć z takiego rezultatu, ale popełniliśmy w Sanoku wiele niepotrzebnych błędów, które przeciwnik skrzętnie wykorzystał. Znowu pojawiły się chwile dekoncentracji. Dodatkowo należy podkreślić, iż w tym sezonie Sanok dysponuje bardzo mocnym składem. Posiadają cztery wyrównane, mocne piątki, a także bardzo dobrego bramkarza - jednego z najlepszych w lidze polskiej. Są jednym z głównych kandydatów do tytułu mistrzowskiego.
- Mecz z Podhalem był dla kibiców meczem o
charakterze derbowym. Czy Wy także mieliście takie odczucia?
- W hokeju jest trochę inaczej niż w piłce - te pojedynki nie mają aż takiego prestiżu. Oczywiście jesteśmy świadomi, iż dla naszych kibiców rywalizacja z Podhalem ma szczególny charakter, ale na pewno nie aż tak, jak w piłce nożnej w stosunku do meczów z drużyną z drugiej strony Błoń. Wiemy, że kibicom szczególnie zależy na zwycięstwach w tych spotkaniach, a że mecze z Podhalem zawsze były wyrównane i zacięte, to jest jakieś dodatkowe napięcie przedmeczowe. My do każdego meczu podchodzimy tak samo, bo każdy punkt jest na wagę złota. Tym razem w starciu z nowotarżanami kontrolowaliśmy przebieg meczu i popełniliśmy mniej błędów.
- Przed Waszym meczem odbywały się derby
piłkarskie. Czy między sobą dużo rozmawialiście o wyniku „świętej wojny"?
- Bardzo dużo, tym bardziej, że nasz masażysta żyje wszystkimi meczami Cracovii, a co dopiero „świętą wojną". Na bieżąco informował Nas o przebiegu meczu na Kałuży. Jeszcze przed pierwszą syreną znaliśmy wynik meczu derbowego i bardzo się cieszyliśmy, że piłkarzom się powiodło. Była to tym bardziej radosna nowina, że w obecnym sezonie jakoś nie szło im najlepiej. Ale my też chcieliśmy sprawić dodatkową radość kibiców w tym szczególnym dniu.
- Zwycięstwo piłkarzy zmobilizowało Was
dodatkowo?
- Na pewno! My i piłkarze tworzymy jedną wielką rodzinę Cracovii. Trzymamy za siebie kciuki, cieszymy się ze swoich zwycięstw i martwimy porażkami. Fajny wynik w meczu z Wisłą, który niespodziewanie osiągnęli piłkarze, wytworzył w naszej szatni dodatkową presję, by im dorównać.
- Czeka Was teraz przerwa w rozgrywkach
ligowych. Powoli zbliża się Puchar Kontynentalny. Adrenalina związana z tymi
rozgrywkami daje już znać o sobie?
- Jeszcze nie. Nikt za bardzo nie myśli o Pucharze Kontynentalnym. Teraz mamy przerwę na kadrę, a potem czekająnas jeszcze mecze ligowe i w tej chwili one są dla nas najważniejsze. Liga jest w tym sezonie bardzo wyrównana. Chcemy zająć miejsce w pierwszej czwórce na koniec sezonu zasadniczego i jakakolwiek strata punktów może to nam bardzo utrudnić. Po meczach ligowych, a przed Pucharem Kontynentalnym, zobaczymy w jakiej będziemy dyspozycji fizycznej i kadrowej. W obecnym sezonie dysponujemy dość wąską kadrą i każda kontuzja czy choroba wprowadza sporo zamieszania. Dopiero gdy przyjdzie na to czas - zaczniemy myśleć o rozgrywkach międzynarodowych - na razie myślimy o tym, co jest dzisiaj.