Leszek Laszkiewicz: Aż głowa bolała

- Jakby nie było wygraliśmy wszystkie spotkania i z tego należy się cieszyć. Zagraliśmy trzy mecze w ciągu trzech dni. Sami byliśmy ciekawi, jak to wytrzymamy i okazało, że było całkiem dobrze. Ocenę psuje jednak nasze ostatnie spotkanie, bo powinniśmy byli szanować siebie i przeciwników i grać z nimi na sto procent przez cały mecz - ocenia zakończony w niedzielę turniej jego najlepszy zawodnik, Leszek Laszkiewicz.
- Zostałeś wybrany najlepszym zawodnikiem całego turnieju...
- Na pewno bardzo się cieszę z tej nominacji, to miłe wyróżnienie. Najważniejsze jest jednak nasze zwycięstwo w tym turnieju. Bardzo chcieliśmy awansować, to nam się udało i z tego cieszę się najbardziej.
- W spotkaniu z Energiją (7:5 – przyp.) chcieliście potwierdzić, że jesteście najlepszą drużyną turnieju. To wam się udało, ale chyba jednak jesteście trochę źli na siebie...
- Jesteśmy strasznie źli!. Po pierwszej tercji mieliśmy już taką przewagę, że wydawało się, że będzie dwucyfrowy wynik. Drugą tercję zaczęliśmy od tak dużej ilości sytuacji, że w samej tylko tej odsłonie powinniśmy byli strzelić dziesięć goli. Nic jednak nie wchodziło, bo chcieliśmy wjeżdżać z krążkiem do pustej bramki, tak wymyślać, że aż głowa bolała. Zaczęliśmy głupio faulować, Litwini strzelili dwa gole i mecz właściwie zaczął się od nowa. W nasze poczynania wkradła się nonszalancja, nie możemy grać tak nieodpowiedzialnie.
- W tym meczu zagraliście w osłabieniu...
- Zgadza się. Nie było Daniela Laszkiewicza, nie było Mikołaja Łopuskiego. Również trener Rohaček był nieobecny. Nie będę jednak zwalał naszej postawy na ich absencję, bo i tak mieliśmy na tyle silny skład, że powinniśmy byli zagrać dużo lepiej. Zabrakło koncentracji, prowadziliśmy 5:0 i pozwoliliśmy rywalom, by doszli nawet do stanu 6:5. To świadczy o naszej nieodpowiedzialności.
- Jak ocenisz całościowo ten turniej?
- Bardzo dobrze. Jakby nie było wygraliśmy wszystkie spotkania i z tego należy się cieszyć. Zagraliśmy trzy mecze w ciągu trzech dni. Sami byliśmy ciekawi, jak to wytrzymamy i okazało, że było całkiem dobrze. Ocenę psuje jednak nasze ostatnie spotkanie, bo powinniśmy byli szanować siebie i przeciwników i grać z nimi na sto procent przez cały mecz. Niestety, gdy przychodzi słabszy rywal, każdy jeden z nas myśli, że nie wiadomo, jakim jest zawodnikiem, że może wyprawiać na lodzie co chce. Z tego wychodzą potem głupie błędy i w efekcie drużyna się rozbija.
- Zapomnijmy już o tym turnieju, zapomnijmy też o lidze, do której wracacie w piątek. Pod koniec listopada zagracie na Łotwie z: Sokiłem Kijów, Red Bull Salzburg i Metalurgsem Lipawa. Jacy to będą przeciwnicy?
- Na pewno bardzo groźni. Myślę, że to przynajmniej taki poziom hokeja, jaki prezentują zawodnicy Sary-Arka Karaganda, być może nawet lepszy. To już będą mega profesjonalne drużyny. Turniej będzie bardzo ciężki i każdy mecz kosztował nas będzie mnóstwo sił.
- Spotkanie z Kazachami pokazało jednak, że jesteście w stanie wygrywać z teoretycznie mocniejszymi rywalami...
- Oczywiście, nie będziemy mieli nic do stracenia. Z pewnością nie będziemy faworytami tego turnieju, pojedziemy na Łotwę po to, by pokazać się z jak najlepszej strony. Mało kto wierzył w nasze powodzenie w starciu z Sary-Arką, a mimo to wygraliśmy. Potrafimy grać i zamierzamy udowodnić to w kolejnej rundzie.
Rozmawiał Dariusz Guzik