Jarosław Kłys: Taki mecz był nam potrzebny

- Porażkę w Oświęcimiu potraktowaliśmy jako lekcję, z której wyciągnęliśmy wnioski. To spotkanie pokazało nam, gdzie mamy jeszcze luki. Kto wie, jak wyglądałyby pojedynki z Podhalem i GKS-em, gdyby nie mecz z Unią - przyznaje obrońca Comarch Cracovii, Jarosław Kłys.
- Grałeś kiedyś w spotkaniu, w którym nie padła ani jedna bramka, oczywiście nie licząc gola z rzutu karnego?
- Zastanawiałem się nad tym zaraz po meczu i muszę przyznać, że nie
pamiętam takiego meczu. Wynik 1:0 zdarzał się kilka razy, ale 0:0? Nie
pamiętam.
- Gdy drużyna nie traci bramki, z reguły chwali się bramkarza. Jest
to również sygnał dla obrońców, że wykonali kawał dobrej roboty…
- Tak, ale trzeba pamiętać, że w grze defensywnej uczestniczy cała
piątka, a nie tylko obrońcy. W meczu z GKS-em przyjęliśmy taktykę, aby
koniecznie nie stracić bramki, a jednocześnie przynajmniej raz pokonać
Arkadiusza Sobeckiego.
- Pierwsze założenie zrealizowaliście w stu procentach…
- Drugie udało się wypełnić dopiero w rzutach karnych (śmiech). Sobecki bronił bardzo dobrze.
- Obaj bramkarze wybronili niemal wszystko…
- To pokazuje, że albo zagrali super, albo zawodnicy uderzający mieli
problemy ze skutecznością (śmiech). Wydaje mi się, że jednak to
pierwsze. To był zdecydowanie mecz obu bramkarzy.
- Jak to jest, że drużyna, która jeszcze we wtorek traci dziewięć
bramek potrafi przez dwa kolejne spotkania zachować czyste konto?
- To jest właśnie tajemnica hokeja. W jednym meczu może nie wychodzić
dosłownie nic, a kilka dni później jest już zupełnie inaczej. Porażkę w
Oświęcimiu potraktowaliśmy jako lekcję, z której wyciągnęliśmy wnioski.
To spotkanie pokazało nam, gdzie mamy jeszcze luki. Kto wie, jak
wyglądałyby pojedynki z Podhalem i GKS-em, gdyby nie mecz z Unią.
Oczywiście ta klęska nie przynosi nam chluby, ale z perspektywy czasu
widać, że taki mecz był nam potrzebny.
- Już jutro zagracie o kolejne punkty, tym razem ze Stoczniowcem Gdańsku…
- Tak, czeka nas ciężkie spotkanie – w niedzielę Stoczniowiec przegrał w Sanoku dopiero po dogrywce.
- Wydaje się jednak, że pojechaliście nad morze jako faworyci…
- Wcale bym tego tak nie nazywał. Mamy co prawda cztery piątki, ale
gramy na trzy. Ponadto zagramy trzeci mecz w ciągu pięciu dni. Mimo to
chcemy przywieźć z Gdańska punkty.
Rozmawiał Dariusz Guzik