Jarosław Kłys: Mogłoby się to źle skończyć

    09.06.2009
    Jarosław Kłys: Mogłoby się to źle skończyć
    <i>- Tego typu zajęcia pozwalają nam wyładowywać swoją złość, czy energię, która gromadzi się w nas przez cały tydzień. Na pewno nie będziemy się chcieli przez to częściej bić na lodzie</i> - mówi o kick-boxingu, nowej formie treningu, obrońca Comarch Cracovii Jarosław Kłys.<br><br>
    - Okres przygotowawczy w pełni...
    - Nikt z reguły za nim nie przepada. Ja go jednak lubię (śmiech).

    - Czemu?
    - Bo jest to coś nowego. Potrenuje się różne inne dyscypliny, zagra się w piłkę. No a przede wszystkim większość ćwiczeń odbywa się na świeżym powietrzu. Pogoda dopisuje, jest ciepło i słonecznie. Ja nie narzekam.

    - W harmonogramie zajęć pojawił się kick-boxing...
    - Dopiero zaczęliśmy tego typu ćwiczenia i jak to na początku – człowiek jest zafascynowany. To bardzo fajna sprawa i kolejne urozmaicenie.

    - Ciosy, które podpatrzycie na treningach przydadzą się później w hokeju?
    - (śmiech) Niekoniecznie. Hokej to gra zespołowa, a nie sztuka walki. Tego typu zajęcia pozwalają nam natomiast wyładowywać swoją złość, czy energię, która gromadzi się w nas przez cały tydzień. Na pewno nie będziemy się chcieli przez to częściej bić na lodzie (śmiech).

    - Nikt z podbitym okiem z treningu jeszcze nie wyszedł...
    - Bo trenujemy głównie na workach, na skakankach, czy z odważnikami. O sparingach między sobą nie ma jednak mowy, bo mogłoby się to źle skończyć dla niektórych.

    - Dlaczego?
    - Chodzi o zaangażowanie. Co z tego, że są założenia, by walczyć na pół gwizdka, jak potem przychodzi starcie, człowiek zapomina o zabawie i bije się na serio. Na tych zajęciach koncentrujemy się głównie na technice, na koordynacji. I niech tak zostanie.

    Rozmawiał Dariusz Guzik

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ