Jak wywalczyliśmy Puchar Kontynentalny [REPORTAŻ]
Jak wyglądała podróż do Aalborga i momenty w przerwach od meczów? Z czym musieli mierzyć się nasi hokeiści i jak zareagowali na zwycięstwo? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w obszernym reportażu, w którym opisujemy kulisy pobytu w Danii. Poznaj „od kuchni” największy sukces w historii polskiego hokeja!
Turniej Finałowy o Puchar Kontynentalny 2022 bez wątpienia był jednym z najdziwniejszych i nieprzewidywalnych w całej 24-letniej historii tych zawodów. Pierwotnie rywalizacja miała odbyć się już na początku stycznia, jednak ze względu na pandemię COVID-19 i związane z tym obostrzenia zdecydowano się na zmianę i przeniesienie zmagań na późniejszy termin. Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie odrzuciła wówczas wniosek Comarch Cracovii o przejęcie organizacji i zadecydowała iż zawody odbędą się w pierwszy weekend marca. Podjęta decyzja zmusiła hokejową centralę w Polsce do poszukiwań alternatywnych rozwiązań w związku z zaplanowaną na ten termin pierwszą rundą fazy play-off. Ostatecznie kluby zaaprobowały zmianę ligowego terminarza i wprowadzenie dziewięciodniowej przerwy, co również zdarzyło się po raz pierwszy w historii.
Jak się okazało nie były to ostatnie zmiany - kilka dni przed planowanym rozpoczęciem z turnieju wykluczono białoruską ekipę HK Homel z powodu agresji militarnej na Ukrainę i uzgodniono nowy terminarz, w myśl którego w każdy dzień odbyć miało się tylko jedno spotkanie o godz. 19. Organizatorzy nie docenili zbytnio klasy naszej drużyny, która najpierw miała zmierzyć się z kazachską Saryarką Karaganda, a następnie z gospodarzami Aalborg Pirates. Ostatnie spotkanie z udziałem „Piratów” oraz mistrza Kazachstanu miało więc być swego rodzaju finałem, po którym miejscowi świętowaliby sukces. Jak się jednak okazało, wicemistrzowie Polski skutecznie pokrzyżowali te plany...
Podróż do Danii
Zacznijmy jednak od początku: Gospodarzem turnieju pozostał więc Aalborg, czyli czwarte co do wielkości miasto w Danii, znajdujące się w regionie Jutlandii Północnej. Podróż na miejsce była więc sporym wyzwaniem logistycznym, biorąc pod uwagę odległość od Krakowa, która wynosi blisko 1400 km! W związku z tym już dwa dni wcześniej w podróż wyruszył autokar klubowy ze sprzętem, którym – oprócz kierowców - podróżował kierownik drużyny oraz dwóch pracowników Biura Prasowego Klubu, wyznaczonych do relacjonowania zawodów. Z kolei zawodnicy wraz ze sztabem trenerskim w czwartek udali się do podkrakowskich Balic, skąd – z przesiadką w Warszawie – odlecieli do Kopenhagi, gdzie oczekiwał już na nich autokar. Całą pasiastą delegację czekała jeszcze ponad pięciogodzinna podróż, podczas której przemierzono dwie duńskie wyspy: Zelandię oraz Fionię, a także najdłuższy w Europie i trzeci na świecie most Storebæltsbroen, który jest połączeniem obu lądów. Nasi zawodnicy byli pod ogromnym wrażeniem mierzącej ponad 17 km konstrukcji!
W końcu późnym wieczorem drużyna dotarła na miejsce i zameldowała się w hotelu Scandic, który znajdował się kilkaset metrów od głównej Areny zmagań – Gigantium. Czasu na odpoczynek nie było jednak zbyt wiele i po lekkim posiłku drużyna udała się na pierwszy krótki trening, który miał głownie charakter rozjazdu i zapoznania z taflą. Warto tutaj wspomnieć, że cały kompleks składa się z głównej - mogącej pomieścić 4500 widzów – areny, tafli treningowej, hali do piłki ręcznej, basenu oraz minicentrum handlowego. Cała drużyna wzbudziła powszechną sympatię u miejscowych kibiców, którzy z zaciekawieniem obserwowali zawodników w czarnych dresach z logiem naszego partnera technicznego „True”.
Gigantium Isarena
Trudne początki
W piątek rano odbył się dyrektoriat turnieju, na którym omówiono najważniejsze kwestie dotyczące przepisów, kwestii organizacyjnych oraz ceremonii medalowej. Następnie zawodnicy Pasów odbyli przedmeczowy rozjazd i udali się na krótki odpoczynek, po którym na dwie godziny przed rozpoczęciem meczu pojawili się na hali. Od pierwszych minut gry w okazałej arenie słychać było głośny doping krakowskich Kibiców, którzy w sporej grupie wybrali się do Aalborga. Przypomnijmy jeszcze, że 12-krotni mistrzowie Polski udali się do Danii w mocno osłabionym składzie, a powodem był brak przyznanych wiz oraz problemy zdrowotne. Te nie ominęły również zawodników w Aalborgu i osłabiona drużyna musiała stawić czoło mistrzom Kazachstanu, którym ulegliśmy przecież w Krakowie 0:2.
Początek nie zwiastował jednak końcowego sukcesu – czwarta minuta i sposób na naszego bramkarza znalazł Michaił Rachmanow. Napastnik rywali precyzyjnym uderzeniem „w okienko” bramki Pasów, otworzył wynik spotkania. W drugiej odsłonie przełamaliśmy jednak defensywę Saryarki i po golach Jiriego Guli oraz Jewgienija Popiticza objęliśmy prowadzenie, którego nie oddaliśmy już do końca meczu. To co wydawało się wcześniej niemożliwe, właśnie wtedy nabrało realnego kształtu i coraz śmielej mogliśmy marzyć o końcowym tryumfie. Zwycięstwo z miejscowymi „Piratami” dawało nam wygraną w całym turnieju i upragnione trofeum.
Mecz z Saryarką Karaganda
Coraz bliżej sukcesu
Do tego była jednak daleka droga, wszak nasi rywale to jedna z najbardziej utytułowanych duńskich drużyn oraz gospodarz, który przecież doskonale zna taflę. Nikt zresztą nadal nie miał zamiaru stawiać na naszą ekipę, co potwierdziły plany organizatorów: Po niedzielnym zwycięstwie drużyna "Piratów" miała spotkać się ze swoimi kibicami, a następnie odbyć uroczysty przejazd przez miasto...
Tuż przed meczem tradycyjnie już trener Rudolf Rohaćek wygłosił w szatni oficjalne przemówienie, podkreślając rangę spotkania. Już od samego początku nasza dominacja nie pozostawiała jednak żadnych wątpliwości i po golach Collina Shirley’a oraz Iwana Worobjowa zjechaliśmy na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem. Wciąż jednak nikt nie mógł być pewny i nie dowierzał w ostateczną wygraną, ale gol Dmitrija Ismagiłowa w drugiej tercji sprawił, że marzenia zaczęły nabierać realnych kształtów. Na niespełna dwie minuty do końca regulaminowego czasu gry, rywale wprowadzili do gry szóstego zawodnika z pola, ale to Pasy za sprawą gola Damiana Kapicy przypieczętowali sukces i na trwale już zapisali się w annałach polskiego hokeja!
Zwiedzanie Aalborga i ceremonia medalowa
Po końcowej syrenie nasi hokeiści padli sobie w ramiona i pozdrawiali rozradowanych Kibiców, a następnie udali się do szatni, by po chwili znów pojawić się na tafli i świętować wygraną. Po opadnięciu pierwszych emocji ponownie głos zabrał trener Rohaćek. Szkoleniowiec podziękował wszystkim za poświęcenie i oddanie na lodzie, a także podkreślił wagę sukcesu na przestrzeni 115-letniej historii Klubu. Dwie godziny później podczas uroczystej kolacji w hotelu kapitan Pasów Martin Dudaś również oficjalnie podziękował drużynie za co został nagrodzony owacjami na stojąco. Świeżo upieczeni zdobywcy Pucharu nie mieli jednak zamiaru hucznie świętować, wszak następnego dnia zaplanowano kolejny trening na lodzie, który rozpoczynał przygotowania do piątego meczu ćwierćfinału z GKS Tychy.
W ostatni dzień ponownie odbył się dyrektoriat, na którym ustalono szczegóły ceremonii medalowej oraz podsumowano dotychczasowy przebieg turnieju. Zawodnicy wraz ze sztabem po śniadaniu i zajęciach na lodzie wybrali się klubowym autokarem na zwiedzanie zabytków Aalborga. Nasi hokeiści podziwiali m.in. mieszczańskie kamienice, zamek z XVI wieku oraz dwustuletni park Kildenparken, a także obserwowali widoki z platformy Wieży Aalborskiej. Nie zabrakło także spaceru słynną ulicą Jomfru Ane Gade i wizyty na placu Nytorv. Po zakończonej wycieczce wszyscy udali się już do Hali Gigantium, gdzie z trybun oglądali ostatni mecz turnieju. Po raz kolejny cała klubowa delegacja spotkała się z miłym przyjęciem ze strony miejscowych kibiców, gdzie oprócz otrzymywanych gratulacji, zawodnicy chętnie pozowali do zdjęć i rozdawali autografy.
Wspólne zdjęcie z Pucharem
W końcu nadszedł moment dekoracji i drużyna odebrała złote medale oraz okazałe trofeum złożone na ręce Martina Dudaśa. Na taflę zostali również wpuszczeni wszyscy kibice 12-krotnych mistrzów Polski, którzy osobiście gratulowali naszym zawodnikom, śpiewając znane klubowe przyśpiewki. Na koniec wszyscy ustawili się do wspólnej fotografii z pucharem, która z pewnością przejdzie do klubowej historii i będzie wspaniałą pamiątką tych radosnych chwil. Na uznanie zasługuje również mała grupa duńskich fanów, którzy do końca pozostali na trybunach i głośnym dopingiem gratulowali nam sukcesu, za co nasi hokeiści nagrodzili ich brawami.
Po tych emocjonujących chwilach wszyscy udali się na krótki zasłużony odpoczynek, jednak już o godzinie 4 nad ranem autobus klubowy wyruszył w drogę na lotnisko w Kopenhadze. Stamtąd drużyna udała się w powrotną podróż do kraju, oprócz trofeów zabierając ze sobą mnóstwo fantastycznych wspomnień i świadomość dokonania czegoś, czego nie osiągnął wcześniej żaden inny klub w naszym kraju.
Z Aalborga: Łukasz Sikora