Wielkie emocje w wielkim finale - Puchar Polski dla GKS-u Tychy
Pierwsza tercja spotkania finałowego była bardzo wyrównana i nie brakowało w niej twardej gry, choć obyło się bez fauli. Obaj bramkarze dość szybko zostali zatrudnieni przez strzelców przeciwników, lecz zarówno Rafał Radziszewski, jak i jego vis a vis John Murray prezentowali się bardzo dobrze. W 8. minucie spotkania golkiper tyszan musiał jednak uznać wyższość Petra Sinagla - ku uciesze znacznej części licznie zgromadzonej publiczności, krążek po strzale Czecha oddił się od pleców Murraya i wpadł do bramki. W kolejnych minutach okazje do podwyższenia wyniku mieli Filip Drzewiecki i Adam Domogała, a po przeciwnej stronie tafli najlepszej okazji dla GKS-u nie wykorzystał Adam Bagiński.
W drugiej odsłonie „Pasy" powiększyły swoje prowadzenie za sprawą gola zdobytego przez Teddyego Da Costę. Francuz trafił do bramki GKS-u na sekundę przed zakończeniem kary jednego z tyszan. W końcówce drugiej tercji idealną okazję do zdobycia gola miał Bartłomiej Jeziorski, lecz doskonale w bramce Comarch Cracovii zachował się Radziszewski. Wynik 2:0, jaki utrzymywał się po 40 minutach gry zupełnie nie zwiastował tego, co miało nastąpić w trzeciej tercji...
Hokeiści zabrali wszystkich widzów finałowego spotkania na przejażdżkę rollercoasterem. Zwroty akcji były tak spektakularne, że śmiało można określić czwartkowy mecz jako najlepszą reklamę polskiego hokeja na lodzie w ostatnich latach. Zaczęło się od pierwszego trafienia tyszan, którego autorem został Adam Bagiński. Gdy wydawało się, że GKS jest coraz bliższy wyrównania, odpowiedziały „Pasy". Maciej Urbanowicz przeprowadził świetny rajd, który zakończył się umieszczeniem krążka w tyskiej bramce. Kolejne trafienie GKS-u miało kluczową rolę dla losów pojedynku. Na ławce kar siedział Michael Kolarz, lecz Cracovia nie tylko nie zdołała wykorzystać przewagi i de facto zakończyć rywalizacji, a nawet to Rafał Radziszewski musiał wyciągać krążek z bramki. Gola w osłabieniu, wykorzystując nieporadność krakowskiej defensywy, zdobył Radosław Galant. To trafienie dodało tyzanom skrzydeł i zaczęła się prawdziwa wymiana ciosów.
W ostatnich siedmiu minutach trzeciej tercji padło aż pięć bramek. Dwa szybkie trafienia Witeckiego oraz Gościńskiego i po raz pierwszy w finałowym spotkaniu na prowadzenie wyszedł GKS. Niespełna dwie minuty później znów był remis po drugim w tym meczu golu Sinagla, a po kolejnych 66 sekundach sytuacja ponownie diametralnie się zmieniła. Filip Drzewiecki celnie pociągnął z nadgarstka po dalszym słupku i wydawało się, że to trafienie będzie decydującym, a popularny „Drzewko" stanie się największym bohaterem wieczoru. Inne spojrzenie na sprawę chwilę później przedstawił Bartłomiej Pociecha. Na niewiele ponad minutę do końca padł gol na 5:5 i to oznaczało, że hokejowa Polska spać jeszcze nie pójdzie.
Na spotkanie finałowe przewidziano dogrywkę trwającą aż 20 minut. W tej dodatkowej tercji wracały wspomnienia z meczów fazy play-off pomiędzy Comarch Cracovią a GKS-em Tychy. Konkretnie z jednego spotkania - siódmego - gdy jeden gol miał zadecydować o wszystkim. Tak miało się stać również tym razem, choć na decydującą bramkę musieliśmy czekać znacznie dłużej, niż w kwietniu tego roku. W grze obu drużyn wciąż było widać pełne zaangażowanie. Nikt nie miał zamiaru odpuszczać, mimo obniżającego się poziomu sił. Szanse strzeleckie pojawiały się po obu stronach lodowej tafli, lecz delikatną przewagę optyczną osiągali tyszanie, którzy częściej utrzymywali się przy krążku. Wszystko zakończyło się w 15. minucie dogrywki. Zawodnicy GKS-u przejęli krążek w tercji środkowej i popędzili na bramkę Radziszewskiego w sytuacji 2 na 1. Michael Cichy nie zdecydował się na podanie i to był dobry wybór. Po jego strzale wyłoniony został zwycięzca tegorocznej edycji turnieju finałowego Pucharu Polski - GKS Tychy. Tyszanie zdobyli Puchar już po raz ósmy w historii klubu, a drużyna Comarch Cracovii postara się o rewanż w walce o mistrzostwo.
Comarch Cracovia - GKS Tychy 5:6 po dogrywce (1:0, 1:0, 3:5, 0:1)
1:0 - Sinagl - Kalus, Sykora 7:30
2:0 - Da Costa - Kapica, Kruczek 33:15 w przewadze
2:1 - Bagiński - Kolanos, Kotlorz 41:33
3:1 - Urbanowicz - Drzewiecki, Rompkowski 48:08
3:2 - Galant - Witecki, Bryk 49:20 w osłabieniu
3:3 - Witecki - Górny, Kalinowski 53:52
3:4 - Gościński - Bagiński, Rzeszutko 54:45
4:4 - Sinagl - Sykora, Kalus 56:20
5:4 - Drzewiecki - Dąbkowski, Urbanowicz 57:26
5:5 - Pociecha - Witecki 58:51
5:6 - Cichy - Bryk 75:19
Comarch Cracovia: Radziszewski (Łuba) - Zib, Novajovsky, Sykora, Sinagl, Kalus - Rompkowski, Noworyta, Urbanowicz, Bryniczka, Drzewiecki - Kruczek, Wajda, Da Costa, Dziubiński, Kapica - Dąbkowski, Dutka, Paczkowski, Zygmunt, Domogała
GKS Tychy: Murray (Lewartowski) - Pociecha, Ciura, Galant, Kalinowski, Witecki - Bryk, Górny, Gościński, Rzeszutko, Bagiński - Kolarz, Kaznadzei, Kolanos, Cichy, Szczechura - Kotlorz, Woźnica, Jeziorski, Komorski, Kogut
RP