Aron Chmielewski: Awans do półfinału był celem minimum

Awans to półfinału to było dla nas jedyne możliwe rozwiązanie; to była walka o cel, który sobie wyznaczyliśmy jako minimum. Dlatego też cała drużyna w boksie przeżywała to w dwójnasób. Nerwy i stres był naprawdę spory, ale teraz już skupiamy się na najbliższych treningach i Sanoku - mówi zawodnik Comarch Cracovii.
- Po sporych emocjach
i trzech wyrównanych meczach awansowaliście do półfinału Mistrzostw Polski.
- Były to trzy bardzo
ciężkie i wyrównane mecze. Katowice pokazały, że są naprawdę bardzo dobrą
drużyną i nie przez przypadek byli tak wysoko w tabeli po sezonie zasadniczym.
W tych meczach nie opuszczało nas też szczęście, pomogliśmy mu nie popełniając
zbyt dużo błędów. No i dodać trzeba, że naszym wielkim kapitałem był fakt, że w
naszych szeregach mieliśmy Rafała Radziszewskiego, który potwierdził swoją
klasę. Potrafiliśmy pokazać się z dobrej strony i do końca utrzymać
koncentrację, co zwłaszcza w karnych jest bardzo potrzebne. Przed każdym z naszych
meczów trudno było jednoznacznie wskazać faworyta, a wyniki były
odzwierciedleniem przebiegu spotkań.
- Jak wygląda stan
Twoich nerwów po dwóch meczach zakończonych rzutami karnymi?
- Dziękuję, nawet
dobrze (śmiech). Karne to jest loteria. Poziom emocji sięgnął chyba wtedy
zenitu. Ja na szczęście nie podchodziłem do nich (śmiech), ale całą drużyna
bardzo przeżywała tę rywalizację strzelca z bramkarzem. Presja jest dużo
większa na strzelcach. Na szczęście mieliśmy „Radzika", który ma chyba nerwy ze
stali. Awans to półfinału to było dla nas jedyne możliwe rozwiązanie - to była
walka o cel, który sobie wyznaczyliśmy jako minimum. Dlatego też cała drużyna w
boksie przeżywała to w dwójnasób. Nerwy i stres był naprawdę spory, ale teraz
już skupiamy się na najbliższych treningach i Sanoku.
- Macie teraz kilka
dni przerwy by przygotować się do meczu z Sanokiem.
- Trener dał nam wolne
niedzielę i poniedziałek. To chyba w ramach nagrody za serce i wysiłek, jakie
włożyliśmy w tej trójmecz. Trener widząc nasze zaangażowanie stwierdził, że
przydadzą nam się dwa dni wolnego by się zregenerować - zarówno psychicznie jak
i fizycznie. Od wtorku wracamy do treningów i wydaje mi się, że będziemy już
ćwiczyć stricte pod kątem meczów z Sanokiem.
- Najwyższa pora w
końcu przełamać złą passę z Sanokiem w tym sezonie.
- Dokładnie, bo do tej
pory Sanoczanie nam w tym sezonie wybitnie nie leżeli. Trzeba to zrobić teraz,
bo kiedy jak nie w play-offach jest najlepszy moment na przełamanie takiej
niechlubnej passy. W play-offach gra się zupełnie inny hokej, jest inna stawka
i inne napięcie przedmeczowe, jak i to w trakcie spotkania. Myślę, że będziemy
w finale. Zresztą, chyba nie możemy podejść do gier półfinałowych z innym
nastawieniem.
- Czy fakt, iż Sanok
dopiero teraz przystępuje do play-off jest jego atutem, czy też ta przerwa może
wybić Sanoczan z rytmu?
- To jest trudne pytanie.
Uważam, że wszystko zależy od nastawienia każdego zawodnika z osobna. Ja
osobiście nie chciałbym mieć aż tak długiej przerwy w rozgrywaniu meczów przed
grami półfinałowymi. Dla nas rywalizacja z Katowiczanami może wyjść tylko na
plus, tym bardziej, że oni zdołali wcześniej wygrać z Sanokiem. Dobrze, że
graliśmy w odróżnieniu od Sanoka te mecze ćwierćfinałowe, ale z drugiej strony
jeszcze lepiej, że tylko trzy mecze. Gorzej by było gdybyśmy musieli zagrać
mecze numer cztery i pięć, a potem bez dnia odpoczynku przystąpić do
rywalizacji z Sanokiem. Wtedy mogłoby nam braknąć trochę „pary". Mamy teraz
czas na regenerację, ale jednocześnie jesteśmy w rytmie meczowym. Co do Sanoka
to podstawowe pytania brzmią: jak trenowali i czy zdołali samymi treningami
podtrzymać formę? Ciekawe jest też to, jak zawodnicy Sanoka podeszli do tych
treningów podczas przerwy.