Sebastian Witowski: Mogę z satysfakcją spoglądać na transfery, jakie do tej pory przeprowadziliśmy

  • Wywiady
19.06.2024
Sebastian Witowski: Mogę z satysfakcją spoglądać na transfery, jakie do tej pory przeprowadziliśmy

- Mogę z satysfakcją spoglądać na transfery, jakie do tej pory przeprowadziliśmy – przyznaje Sebastian Witowski. W obszernej rozmowie dyrektor sportowy Comarch Cracovii opowiedział nieco o wrażeniach z piastowania nowej funkcji w klubie, przybliżył jej kulisy, a także ocenił dotychczasowe  efekty swojej pracy.

Za panem nieco ponad dwa miesiące pracy jako dyrektor sportowy Comarch Cracovii. Jak odnajduje się pan w nowej roli?

Z pewnością wraz z nową funkcją w klubie doszło więcej obowiązków i odpowiedzialności, aczkolwiek myślę, że mam przy tym więcej satysfakcji. Jak dzwonię, to zwracam się do niektórych osób jako dyrektor sportowy, dzięki czemu łatwiej jest pewne rzeczy pozałatwiać. Ponadto znacznie upłynnia to organizację klubu.

Można obecną rolę zestawić z poprzednią, kiedy był pan kierownikiem zespołu?

Będąc kierownikiem drużyny miałem więcej technicznej pracy typu ostrzenie łyżew, czy przygotowanie sprzętu, czyli zadań dotyczących zespołu stricte sportowo. U dyrektora z kolei więcej jest pracy biurowej: dzwonienia po zawodnikach, menadżerach, opracowywania dokumentów oraz kontraktów. Sporo jednak pomaga mi nowy kierownik, który pomału wdraża się i uczy nowej roli. Oboje się uzupełniamy, a współpraca między nami przebiega wyśmienicie.

Doświadczenie w hokejowym środowisku robi swoje?

Jak najbardziej. Trzeba mieć bowiem wyczucie, jak rozmawiać z zawodnikami i menedżerami, kiedy można zadzwonić, a kiedy – przeczekać. Jeśli pracuje się w sporcie od wielu lat, to to pomaga, bo laikowi trudniej zrozumieć specyfikę tego środowiska. Praca w sporcie też nie należy do sztampowych. To robota praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Od rana do wieczora – telefony, maile, rozmowy, spotkania, a Whatsapp cały czas świeci się na zielono.

Wcześniej, jeszcze przed objęciem funkcji kierownika, przez kilkanaście lat występował pan jako zawodnik. To również pomaga?

Zawodnicy, z którymi grałem w latach mojej kariery, w większości pokończyli już swoje przygody z hokejem, ale wielu z nich działa w klubach hokejowych. Dlatego z pewnością to pomaga, albowiem znamy się i wiemy, czego po sobie się spodziewać. Aczkolwiek z lat funkcjonowania w środowisku pozostała mi znajomość z wieloma ważnymi postaciami polskiego hokeja, co pomaga w komunikacji.

W przypadku wszystkich ról w hokeju, które pan w życiu pełnił, wszystkiego musiał się pan uczyć samodzielnie?

Jak skończyłem grać w hokeja i dostałem propozycje bycia kierownikiem, to wszystkiego trzeba było się nauczyć od początku. Na początku największym problemem było dla mnie ostrzenie łyżew, przy którym były i trudne, i śmieszne momenty. Wspólnymi siłami z chłopakami z zespołu jednak nauczyłem się tej i wielu innych umiejętności. To tak, jak z każdą nową pracą i funkcją – jeśli ktoś ci ją powierza, to oczekuje, że samemu ją opanujesz.

Pomówmy teraz o tym, co udało się zrobić w trakcie ostatnich dwóch miesięcy. Z których ruchów jest pan najbardziej zadowolony?

W sytuacji, która nastała w Krakowie, a także wobec zmian, jakie nastąpiły w klubie, dla mnie najważniejszym było zatrudnienie trenera. Zostając sam z dyrektorem operacyjnym, Łukaszem Sikorą, musieliśmy znaleźć szkoleniowca, który pasowałby do koncepcji nowego rozdania. Nie ukrywam, że było to trudne, bo w zaistniałej sytuacji ciężko było myśleć o trenerze obcokrajowcu, nie znającego środowiska i specyfiki ligi.

 Wybór padł ostatecznie na Marka Ziętarę, z którym mamy wzorowe relacje. Drużyna budowana jest na zasadach, jakie zostały ustalone, oparta na Polakach i uzupełniona o kilku obcokrajowców oraz wychowanków. Myślę, że dla mnie, jako dyrektora sportowego, te dwa miesiące były naprawdę intensywne, ale mogę z satysfakcją spoglądać na transfery, jakie do tej pory przeprowadziliśmy. Obecnie są problemy z pozyskiwaniem zawodników, bo nie ma ich zbyt wielu na polskim rynku. Nie ma młodych chłopaków, którzy mogliby od razu wskoczyć na poziom THL, który, nie ukrywajmy, jest wysoki. Widać to na meczach i po kadrach zespołów. Dlatego cieszę się, że wygląda to tak, jak powinno. Ponadto widzę, że chłopaki trenują i że panuje pozytywna atmosfera, co pokazuje, że wszyscy czują się tu dobrze.

Jak wyglądają kulisy sprowadzania zawodnika do klubu?

Znaczy to nie tak, że znajdujemy zawodnika i od razu wszystko załatwiamy. Gracze są przez dwa-trzy tygodnie przeze mnie i trenera sprawdzani pod względem charakteru oraz zachowania się w grupie. Było kilku dobrych zawodników, którzy chcieli tutaj przejść, ale pewne sprawy i elementy nie pozwoliły podpisać z nimi kontraktów.  Wszystkie nasze ruchy są również rewidowane przez Prezesa Mateusza Dróżdża i Łukasza Sikorę. Jest to więc kooperacja kilku osób.

Zawodnik, trener, kierownik czy dyrektor sportowy – w której z tych funkcji czuł się pan najlepiej?

 Każda funkcja była w pewien sposób wyjątkowa. Zawodnikiem byłem w okresie, kiedy Cracovia należała do absolutnego TOPu i to był znakomity zespół. Pracę trenera grup młodzieżowych bardzo lubiłem i uważam, że jest ona ciekawa. Bycie kierownikiem również było super rzeczą, bo dzięki niej zwiedziłem trochę świata, a w trakcie przygody w Lidze Mistrzów wizytowałem najlepsze hokejowe kluby Europy. Dyrektor sportowy to nowe wyzwanie, które jednak uważam za całkiem fajne. Każda z tych funkcji w jakimś stopniu się zazębia i łączy, co bardzo sobie cenię.

Co może pan powiedzieć o przygotowaniach do sezonu?

Od czerwca cały czas przygotowujemy się do sezonu. Z początkiem sierpnia, może nawet z końcem lipca, chcemy wejść na lód. Plan sparingowy mamy zaklepany i wszystko idzie tak jak należy. Po miesiącu treningów nikt nie doznał żadnego urazu, co świadczy o tym, że zawodnicy są gotowi.

A  czego można życzyć panu na nadchodzący sezon?

Zdrowia, chęci do pracy, szczęścia i tego, co najważniejsze – najlepszych wyników w aspektach sportowych.

CRACOVIA TO RÓWNIEŻ