Rudolf Roháček: Jestem już gotowy do następnego sezonu
O zakończonym sezonie, lidze "open", przyszłości polskiego hokeja i kolejnych rozgrywkach rozmawiamy z trenerem wicemistrzów Polski Rudolfem Roháčkiem:
Panie Trenerze, od wywalczenia medalu minęło trochę czasu i emocje zapewne zdążyły już opaść. Jak Pan już na chłodno skomentuje wywalczenie wicemistrzostwa Polski?
- Uważam, że jest to duży sukces naszego Klubu. W play-off pokonaliśmy przecież bardzo mocny zespół z Torunia. Powiem może inaczej – zwyciężyliśmy trzecią oraz pierwszą drużynę z sezonu zasadniczego czyli GKS Tychy, który był przecież aktualnym mistrzem Polski. Wprawdzie w finale nieco nam już zabrakło i to Jastrzębie sięgnęło po tytuł mistrzowski, ale teraz już całkowicie na chłodno muszę podkreślić, że był to nasz ogromny sukces.
Czy czuje Pan jednak niedosyt, ponieważ nie ukrywajmy, wszyscy liczyliśmy na ten krążek z najcenniejszego kruszcu?
- Bardzo chcieliśmy wygrać i zrobiliśmy wszystko, by tak się stało. Niestety to się nie udało, ale i tak jesteśmy zadowoleni, ponieważ daliśmy z siebie wszystko i zrobiliśmy to co było możliwe.
Z pewnością też należy podkreślić, że w dobie wciąż panującej pandemii koronawirusa już samo dokończenie rozgrywek było sporym osiągnięciem i sukcesem naszego hokeja?
- Oczywiście i to należy rozpatrywać w kategoriach ogromnego sukcesu. Z drobnymi wyjątkami udało się płynnie przeprowadzić całe rozgrywki, w tym play-offy, dzięki czemu mogliśmy cały czas przeżywać sportowe emocje i zapomnieć choć na chwilę o obecnej sytuacji. Jedyna szkoda, że na trybunach zabrakło Kibiców, ponieważ mecze bez nich nie były już takie same.
Na początku sezonu dał Pan szansę naszej utalentowanej młodzieży, jednak zarówno wyniki, jak i miejsce w tabeli nie do końca mogły nas satysfakcjonować. Co było tego powodem?
- Ci młodzi zawodnicy nie byli jeszcze w stanie rywalizować z takimi zespołami jak choćby Tychy, Toruń, Oświęcim i Jastrzębie. Te drużyny już praktycznie od samego początku miały kompletne zespoły i każdy z nich celował w finał. Niestety poziom okazał się niewystarczający i stąd potrzebne były zmiany.
Do drużyny dołączali więc kolejni obcokrajowcy z różnych stron świata. Czy w pewnym momencie nie obawiał się Pan, że zawodnicy nie będą w stanie porozumieć się ze sobą w szatni?
- Nie miałem takich obaw, ponieważ wszyscy są profesjonalistami. Udało nam się nieco wykorzystać sytuację związaną z pandemią i brakiem rozgrywek w innych krajach, przez co sprowadziliśmy graczy o naprawdę wysokich umiejętnościach. Minusem było jednak to, że ze względu na COVID ich przygotowanie do sezonu było mocno zróżnicowane, gdyż niektórzy nie byli w ogóle w rytmie meczowym. To było najtrudniejsze, ponieważ musiałem ich przygotować do wyczerpującej fazy play-off, zwłaszcza pod kątem kondycji. To była naprawdę ciężka praca, której poświęciliśmy mnóstwo czasu, wykorzystując w pełni każdą chwilę na treningach. Jak się później okazało była to dobra droga.
Wraz z kolejnymi transferami pojawiały się jednak zarzuty, że drużyna jest budowana na szybko i brakuje w niej utalentowanych rodzimych zawodników…
- Chciałbym mieć dwudziestu Polaków w składzie i móc osiągać z nimi sukcesy, jednak jak pokazały rozgrywki, młodzi zawodnicy, o czym już mówiłem, nie są przygotowani do rywalizacji na tym poziomie. To temat na oddzielną dyskusję, ale aby coś się zmieniło w tym zakresie, poziom juniorskich rozgrywek musiałby wzrosnąć. Powinna zwiększyć się konkurencja oraz liczba meczów w każdej grupie wiekowej, a w końcu po sezonie zasadniczym powinny być rozgrywane play-offy, czego oczywiście brakuje. To wszystko sprawia, że taki zawodnik nie jest w stanie nawiązać równorzędnej walki o miejsce w składzie i stąd musieliśmy posiłkować się graczami z zagranicy.
I tutaj pojawia się pytanie o zasadność „Ligi open”, której Pan jest zwolennikiem. Czy jednak nie będzie to przysłowiowy „gwóźdź do trumny” naszego hokeja?
- Ale kto ma grać w tej lidze, jeśli nie ma wystarczającej liczby polskich hokeistów na odpowiednim poziomie? Najpierw więc musimy takich graczy „wyprodukować” i wyszkolić, a następnie odpowiednio wprowadzać ich do pierwszych zespołów. Jeżeli – jak pokazują rozgrywki – takich zawodników nie ma to musimy szukać ich gdzie indziej. Obecne ligi juniorskie nie są w stanie przygotować młodych hokeistów, a ja przecież nie mogę osiemnastolatka uczyć jeździć na łyżwach, bo w tym wieku powinien być już w pełni ukształtowanym zawodnikiem. I to jest całe sedno problemu – wyszkolmy młodych zdolnych hokeistów, a sami będą naturalnie wchodzić do drużyn i nie będzie potrzeby, by w większości sięgać po zagranicznych graczy!
Mimo wszystko dawał Pan szansę naszym najzdolniejszym graczom nawet w najważniejszej części sezonu czyli play-off. Wówczas w składzie regularnie pojawiali się choćby Sebastian Brynkus, Łukasz Kaminski czy Patryk Gosztyła. Czy dzięki temu zrobili postępy?
- Oczywiście i było to widać, że ich poziom znacząco poszedł w górę. To jednak wciąż za mało. Cały czas staram się dotrzeć do tych młodych graczy, zachęcać ich do ciężkiej pracy na treningach oraz w miarę możliwości dawać im szansę. Mam nadzieję, że już za niedługo do kadry pierwszego zespołu dołączą kolejni utalentowani zawodnicy z naszym wychowankiem Mateuszem Bezwińskim na czele.
Pozostańmy jeszcze przy temacie młodzieży. Od kilku już lat nasza Akademia Hokejowa się rozwija, a drużyna juniorów coraz lepiej radzi sobie w rozgrywkach Młodzieżowej Hokej Ligi. Czy już teraz jest Pan w stanie dostrzec zdolnych wychowanków, którzy w przyszłości mogą zasilić pierwszą drużynę?
- Cały czas dążymy do tego, by najzdolniejsi młodzi zawodnicy otrzymywali szansę trenowania z pierwszym zespołem. Nie zawsze jednak ich poziom predysponuje ich do tego i tutaj pojawia się wciąż ten sam temat rozgrywek juniorskich…
Zgodzi się Pan jednak, że dzięki CANPACK Akademii Hokejowej Cracovii nasza młodzież ma znakomite warunki do rozwoju o czym świadczy coraz większa liczba hokeistów pukających do bram pierwszej drużyny jak choćby wspomniany wcześniej Mateusz Bezwiński czy bramkarz Jacek Szczepanik?
- Oczywiście, że się zgadzam. Warunki są naprawdę bardzo dobre. Współpracujemy z koordynatorem Akademii, który następnie moje uwagi przekazuje wszystkim szkoleniowcom i jestem przekonany, że wszystko to zmierza w naprawdę dobrym kierunku. Należy to podkreślić, bo o tym się nie mówi, że jesteśmy jednym z nielicznych klubów w Polsce, posiadających wszystkie kategorie grup młodzieżowych. Weźmy choćby takie Jastrzębie, o którym mówi się jak to doskonale pracuje z młodzieżą, a przecież ten klub nie posiada choćby drużyny w Młodzieżowej Hokej Lidze oraz w młodszych rocznikach, a my je mamy i wciąż się rozwijamy. Musimy po prostu cały czas iść do przodu, pracować, a te efekty wkrótce nadejdą.
Wróćmy teraz do seniorów. Który z zawodników w poprzednim sezonie zasługuje na szczególe wyróżnienie?
- Sądzę, że na wyróżnienie zasługuje cały zespół, ponieważ daliśmy z siebie wszystko. Każdy z zawodników pracował na maksimum swoich możliwości. Oczywiście nie obyło się bez trudnych sytuacji, jak choćby śmierć ojca naszego bramkarza Dienisa Pieriewozczikowa, co mocno skomplikowało naszą sytuację i wpłynęło na postawę drużyny w finale. Na spore pochwały zasługuje jednak nasza pierwsza formacja – Dmitrij Sołowjow, Jeremy Welsh i Damian Kapica, która była wyróżniająca się na lodzie i prowadziła grę. Szkoda, że nie mieliśmy takiego drugiego ataku, odpowiedzialnego za zdobywanie bramek, ponieważ jeśli chodzi o realizowanie założeń taktycznych czy dyspozycję nie mogę mieć również pretensji do pozostałych formacji.
Kiedy ten zespół się scementował i stał się takim monolitem?
- Myślę, że stało się to podczas serii z KH Energą Toruń. Były to niezwykle męczące i twarde pojedynki, które dały nam jednak wiarę we własne umiejętności i pozwoliły uwierzyć też w zwycięstwo z Tychami. Rozegraliśmy fantastyczne mecze i słusznie zameldowaliśmy się w finale.
Tutaj jednak nie byliśmy już w stanie przechylić losów tej rywalizacji na swoją korzyść. Czego zabrakło, by sięgnąć po ten upragniony złoty medal?
- Drużyna z Jastrzębia tak naprawdę niczym nas nie zaskoczyła i wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Wciąż jednak powtarzam, że o naszej grze decydowała pierwsza piątka i to było za mało. W finale było widać u niektórych zawodników zróżnicowany poziom przygotowania kondycyjnego i to miało spory wpływ. Zawsze się powtarza, że gdy nogi nie niosą to głowa nie pracuje i tutaj również się to sprawdziło.
W kuluarach krążą informacje o tym, że wkrótce limit obcokrajowców ma ulec zdecydowanemu zmniejszeniu. Czy Pan popiera ten pomysł?
- Powiem wprost: A kto ma tam grać? Niech każdy klub policzy ilu ma w swoich szeregach zdolnych zawodników, którzy są w stanie podjąć rywalizację. Druga rzecz to kwestia finansowa, ponieważ znów może dojść do tego, że kontrakty polskich zawodników będą mocno zawyżone w stosunku do prezentowanych przez nich umiejętności.
A może Pan jako doświadczony szkoleniowiec w naszej lidze ma swój pomysł na to jak z jednej strony uatrakcyjnić rozgrywki, a z drugiej wprowadzać do gry młodych polskich zawodników?
- Powtarzam znowu – zmienić strukturę polskich lig juniorskich. Policzyć wszystkich zawodników w danej kategorii wiekowej i pod to ustawić rozgrywki. Następnie należy zwiększyć liczbę meczów oraz wprowadzić fazę play-off, bo ta struktura – mimo, że istnieje już ponad dwadzieścia lat – po prostu się nie sprawdza.
Czy już teraz jest Pan w stanie powiedzieć jaki będzie kształt drużyny w nadchodzących rozgrywkach?
- Cały czas budujemy zespół i myślę, że do połowy następnego miesiąca uda się skompletować 80 procent drużyny. Poczekajmy jednak do startu przygotowań, wtedy będziemy wiedzieć więcej i możemy o tym porozmawiać. Jestem jednak optymistą.
I ostatnie pytanie: Czy przerwę między rozgrywkami poświęcił Pan na analizę czy jednak te myśli były zdecydowania jak najdalej od hokeja?
- Absolutnie nie, o czym świadczy to, że pojawiłem się na chwilę w Krakowie. Zarządziłem zebranie młodych zawodników i rozmawialiśmy na temat ich przygotowań. Przekazałem im swoje uwagi oraz jasne instrukcje co do treningu „na sucho”. W tym roku wyjątkowo wcześnie wracam do pracy i już w stu procentach jestem gotowy do następnego sezonu.