Rudolf Roháček: Jedziemy do Sanoka po zwycięstwo!

    27.02.2013
    Rudolf Roháček: Jedziemy do Sanoka po zwycięstwo!
    - Przyczynkiem do sukcesu w rywalizacji z Sanokiem powinien być nasz bramkarz oraz to, aby nie faulować, ponieważ Sanok jest bardzo mocny w przewadze. Jeśli będziemy grać pięciu na pięciu to jest szansa na wyrównaną grę i na wygraną – twierdzi trener Pasów przed zbliżającą się grą z Sanokiem.

    - Przyczynkiem do sukcesu w rywalizacji z Sanokiem powinien być nasz bramkarz oraz to, aby nie faulować, ponieważ Sanok jest bardzo mocny w przewadze. Jeśli będziemy grać pięciu na pięciu to jest szansa na wyrównaną grę i na wygraną - twierdzi trener Pasów przed zbliżającą się grą z Sanokiem.

    - Jak by Pan ocenił zakończony sezon zasadniczy w wykonaniu Pańskiej drużyny?
    - Pierwszą część sezonu uważam za bardzo dobrą w naszym wykonaniu. Zresztą także jakość i poziom całej ligi na początku był bardzo wysoki, aż do momentu ogłoszenia, iż w play-offie wystąpią wszystkie drużyny. Od tego momentu poziom ligi spadł w dramatyczny sposób. Wcześniej każdy wiedział, o co gra, w każdym meczu była walka o „czwórkę", a od momentu ogłoszenia tej niezrozumiałej dla mnie decyzji wszystko „siadło". Każda drużyna miała zapewniony udział w play-offach i nastąpiło takie „wewnętrzne rozprężenie".

    - Ciężko wtedy było zmotywować zawodników do pełnej koncentracji?
    - Nastąpił taki „syndrom uspokojenia zespołu" i to nie dotyczyło tylko nas. Z punktu widzenia trenerów dużo lepszym rozwiązaniem była gra w play-offach tylko pierwszej czwórki. Wtedy byłaby walka w każdym meczu i o każdy punkt. Stało się inaczej i uważam, że to była błędna decyzja zarówno dla zawodników, reprezentacji Polski i całego polskiego hokeja.

    - W drugiej części sezonu zespół przegrał niespodziewanie kilka spotkań.
    - Druga część sezonu nie była już taka dobra, ale udało nam ostatecznie się zająć czwarte miejsce i to było naszym małym sukcesem, ponieważ w play-offach z Katowicami mieliśmy przewagę własnego lodowiska. Udało nam się to wykorzystać i wygrać oba pierwsze mecze w Krakowie. Dzięki temu udało potem łatwiej było wygrać ten trzeci mecz na wyjeździe i cieszę się, że awansowaliśmy szybko do półfinału.

    - Te nieoczekiwane porażki spowodowały, że prawie do końca musieliście się martwić o zajęcie czwartej lokaty.
    - Oczywiście. Gdyby nie ten niepotrzebnie przegrany mecz w Sosnowcu i parę innych spotkań mogliśmy mieć spokojnie trzecie miejsce w tabeli końcowej. To spowodowało „nerwówkę" aż do końca. Dopiero wygrana w Tychach zagwarantowała nam czwartą lokatę na kolejkę przed zakończeniem sezonu zasadniczego. Nie mogliśmy liczyć na inne zespoły, mimo że Jastrzębie odpuściło kilka ostatnich spotkań oszczędzając się na rywalizację z Sosnowcem w play-offach. Ten mecz w Tychach był decydujący w walce o czwartą lokatę.

    - Podsumowując: czy jest Pan zadowolony z sezonu zasadniczego?
    - Nie do końca jestem zadowolony. Mieliśmy zagrać lepiej. Zespół stać było na więcej, zdecydowanie.

    - Potem przyszła pierwsza runda play-off, która wprawdzie zakończyła się w trzech meczach, ale jednak kosztowała chyba wiele siwych włosów na głowie.
    - To są play-offy, wszyscy podkręcają atmosferę z jednej i drugiej strony - zarówno zawodnicy, dziennikarze i jak kibice. Katowice mają kilku zawodników o rodowodzie kanadyjskim. Byli świadomi tego, że nie są z nami w stanie wygrać ani fizycznie, ani taktycznie. Próbowali brudnej gry, ponieważ mogli z nami wygrać tylko grając w przewadze. Prowokowali naszych zawodników, wszczynali bójki. Stąd też kara dla Valcaka. Nie było to ładne z ich strony. Szkoda tylko, że sędziowie na to pozwolili i łagodnym okiem patrzyli na ich zachowanie. Gdyby nie to, mecze mogły być bardziej widowiskowe i jakościowo stojące na wyższym poziomie. Decydujące w tych meczach był fakt, iż dobrze graliśmy w osłabieniach 4 na 5 oraz 3 na 5. W dogrywce ostatniego meczu przez trzy i pół minuty obroniliśmy osłabienie 3 na 4 i to było kluczowe.

    - Po raz kolejny gwiazdą meczów w play-off został Rafał Radziszewski.
    - Oczywiście Radziszewski w bramce zrobił różnicę. Jak zwykle na play-off osiągnął bardzo wysoką formę. Wszystkie pięć karnych obronionych, czy jedna średnio puszczona bramka w meczu - to są znakomite statystyki dla każdego bramkarza! Gdy zdobywaliśmy mistrzostwo, czy medale Mistrzostw Polski to „Radzik" zawsze był mocnym punktem naszego zespołu i mam nadzieję, że i tak będzie w tym sezonie.

    - Czy fakt, iż Sanok ma dłuższą przerwę przed meczami z Comarch-Cracovią jest dla Sanoczan atutem czy może problemem?
    - To pokaże pierwszy mecz. Moim zdaniem rozegranie jednego meczu przez miesiąc, lub w ogóle nie granie przez taki okres czasu, to jest duże utrudnienie dla trenera. Tak naprawdę, to można powiedzieć, że Sanok nie grał na poważnie już dwa miesiące, ale w sobotę się okaże jak to na nich wpłynie. Szczerze mówiąc, ja jako trener byłbym trochę taką sytuacją zdenerwowany. W ogóle w tym sezonie jest tyle przerw: w grudniu, teraz... Kibice i zawodnicy są przyzwyczajeni do grania systematycznego wszystkich dla nich wszystkich takie przerwy są bardzo niekorzystne. To bardzo rozbija ligę jako produkt i staje się ona przez to mniej ciekawa. Nigdzie w Europie, ani też w Ameryce do takich sytuacji nie dochodzi. Drużyny przygotowują się latem, a potem grają non-stop od października do marca, albo i do kwietnia. Są krótkie przerwy na reprezentację, ale tylko kilkudniowe, a nie dwa tygodnie. Zrobił się przez to dziwny sezon.

    - Szykuje Pan jakąś niespodziankę Sanoczanom?
    - Przez ostatnie dwa lata, gdy toczymy te pojedynki o mistrzostwo, poznaliśmy się bardzo dobrze. Wiemy kto, co i jak gra. Trudno czymś przeciwnika zaskoczyć. Wiemy dlaczego przegrywaliśmy dotychczas z Sanokiem, jakie są ich mocne punkty i czego należy dopilnować by nie dochodziło do takich sytuacji. Oceniam szanse jako 50 na 50. My jednak jedziemy na pierwszy mecz do Sanoka po zwycięstwo!

    - Gdzie upatrywałby Pan źródła sukcesu w półfinale?
    - Przyczynkiem do sukcesu w rywalizacji z Sanokiem powinien być nasz bramkarz oraz to, aby nie faulować, ponieważ Sanok jest bardzo mocny w przewadze. Jeśli będziemy grać pięciu na pięciu to jest szansa na wyrównaną grę i na wygraną.

    - Czego Panu życzyć przed meczami z Sanokiem?
    - Przede wszystkim zdrowia dla zawodników - by ich omijały kontuzje i choroby. Nasze umiejętności plus odrobina szczęścia powinny być wystarczające by się zaprezentować z dobrej strony i przełamać dotychczasową fatalną passę z Sanokiem. Nawiasem mówiąc, z Ciarko w tym sezonie tego szczęścia niekiedy nam ewidentnie brakowało i zawsze ten krążek jakoś pechowo odskoczył albo się odbił, wpadając do naszej bramki. A jakoś w drugą stronę nie chciał (śmiech). Tego szczęścia by się nam teraz przydało, a w Polsce się przecież mówi, że na koniec suma szczęścia i pecha równa się zero. Skoro tak, to jestem dobrej myśli.

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ