Piotr Sarnik: Porażka z Unią zmotywowała nas dodatkowo

- Porażka z Unią jeszcze bardziej nas zmotywowała. Zmobilizowaliśmy się podwójnie do meczu z Tychami. Przed meczem czuć było taką dodatkową złość sportową i jedność drużyny w dążeniu do celu, jakim było zwycięstwo - mówi po wygranym meczu z GKS-em Tychy napastnik ComArch Cracovii.
- Pierwsze dni stycznia to bardzo duże
natężenie meczów - w pięć dni rozegraliście
trzy spotkania. Jak wasze organizmy reagują na takie obciążenia?
- Po każdym meczu na
drugi dzień czuje się zmęczenie w nogach, ale to jest normalne. Wszystko zależy
od tego, czy dobrze się po takim wysiłku regenerujesz. Z kolei zmęczenie
pomeczowe zależy często od tego jak się mecz układa. Jeśli gramy na cztery
„piątki" to jest mniejszy wysiłek, ale gdy gramy na dwie lub trzy formacje to
częstotliwość zmian jest większa i częściej przebywamy na lodzie. Wtedy to
zmęczenie jest bardziej odczuwalne. Na szczęście tylko w ostatnim meczu w
Tychach przez pewien okres meczu moja „piątka" częściej była na lodzie, a tak,
to zwykle gramy czterema formacjami. Sił nam jednak starcza.
- Można z tego wnioskować, że przerwę w
rozgrywkach wykorzystaliście optymalnie?
- To było konieczne.
To był ostatni moment przed play-offami, gdzie można jeszcze coś poprawi: kondycje
i przygotować mięśnie do wysiłku. To może jeszcze teraz nie przekłada się na
naszą formę, ale z biegiem czasu, gdy zmęczenie będzie jeszcze większe, nasze
organizmy będą na to przygotowane. Wtedy, w końcówce sezonu regularnego, a
zwłaszcza w play-offie, zaowocuje nasza ciężka praca, jaką dotąd wykonaliśmy.
- Jaki był dla Ciebie pierwszy mecz po Nowym
Roku? Można zaryzykować stwierdzenie, że byłeś królem wieczoru, który przyćmił
trzech króli mających w tym dniu swoje święto. Jak skomentowałbyś mecz z
Jastrzębiem?
- Najkrócej: ciężki,
trudny, zwycięski. W pierwszej tercji źle się czułem, zrobiłem chyba jakiś błąd
w rozgrzewce. Dopiero w drugiej i trzeciej części złapałem odpowiedni rytm. Te
trzy bramki są większą zasługą pracy Leszka, czy Damiana, niż moją własną. Ja
tylko byłem w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, by dobić krążek. Nie
były to jakieś moje wybitne akcje. Nie czuję się też bohaterem tego meczu.
- Po zwycięstwie przyszedł zimny prysznic w
Oświęcimiu.
- Od pierwszej syreny
nie wyglądaliśmy dobrze. Chyba źle przygotowaliśmy się mentalnie i niezbyt
dobrze weszliśmy w ten mecz. W pewnym momencie też brakło nam „pary". Po
pierwszej tercji było 0-3, a wszystkie bramki traciliśmy po błędach indywidualnych
- w tym i moim. Ciężko później gonić drużynę taką jak Unia, która posiada
naprawdę niezłych zawodników.
- Gdzieś w podświadomości nie tkwiła myśl,
że Unia przez szesnaście miesięcy nie potrafiła urwać Cracovii punktu?
- Nie, nikt o tym
przed meczem nie mówił w szatni, a ja nawet nie zdawałem sobie sprawy z tej
serii.
- Trudno Wam było się podnieść po tej trochę
nieoczekiwanej porażce i dwa dni później pokazać zupełnie inne oblicze w
Tychach?
- Ta porażka z Unią nas
jeszcze bardziej zmotywowała. Zmobilizowaliśmy się podwójnie do meczu z
Tychami. Przed meczem czuć było taką
dodatkową złość sportową i jedność drużyny w dążeniu do celu, jakim było
zwycięstwo. Każdemu bardzo zależało na trzech punktach. Od początku zagraliśmy
bardzo dobrze, nie dopuszczaliśmy rywali pod naszą bramkę, a jeśli już, to Rafał
Radziszewski bronił nam wszystko. Później mogliśmy grać z kontry. Mecz może nie
był toczony w porywającym tempie, ale dla nas najważniejsze było wygrać. Udało
nam się uniknąć także niepotrzebnych kar, a te które były, nie wpłynęły na
końcowy rezultat.
- W chwili obecnej macie jeszcze sporą
stratę punktową do lidera. Wierzycie, że możecie przeskoczyć w tabeli Sanok, czy
może już myślicie jak go ograć w play-offie?
- W tej
chwili nikt jeszcze nie myśli o play-offach. Koncentrujemy się na najbliższych
spotkaniach, bo od nich wiele zależy. Myślimy tylko o najważniejszym meczu,
czyli tym najbliższym. Jeśli będziemy do każdego spotkania podchodzić jednakowo
skoncentrowani, to na koniec sezonu uzbiera się nam odpowiednia liczna punktów.