Petr Šinagl: Lubię grać przeciwko GKS-owi

    26.10.2017
    Petr Šinagl: Lubię grać przeciwko GKS-owi
    Skrzydłowy trzeciej formacji zaliczył kolejny bardzo udany występ w meczu z drużyną wicemistrzów Polski. Przeczytajcie, co powiedział nam Petr Šinagl dzień po meczu w Tychach!

    - Petr, zacznijmy od bardzo prostego pytania. Czy lubisz grać w Tychach? Mam wrażenie, że tak.

    - Nie tylko w Tychach, ale w ogóle lubię grać przeciwko GKS-owi.

    - Skąd u ciebie taki patent na tę drużynę? Wczoraj graliście w Tychach pierwszy raz od pamiętnego meczu finału i znów zaliczyłeś bardzo dobry występ. Gol, asysta i wykorzystany karny.

    - Cóż mogę powiedzieć. Zawodnicy mają swoich ulubionych przeciwników i w meczach z nimi z jakiegoś powodu grają lepiej. U mnie to jest akurat GKS Tychy.

    - Wczoraj bardzo dobry mecz zagrała cała trzecia formacja. Oprócz twojego trafienia gol Adama Domogały, bardzo aktywny był Krystian Dzubiński.

    - Nie uważam wcale, żeby wczorajszy mecz był bardzo udany w naszym wykonaniu. W pierwszej tercji nie graliśmy najlepiej, choć w drugiej i trzeciej to się rzeczywiście poprawiło. W różnych spotkaniach różne formacje punktują i to dobrze świadczy o drużynie. Wczoraj pierwsza piątka zagrała bardzo dobre zawody, choć brakło im szczęścia, krążek nie chciał wpadać do bramki. Stwarzali sobie jednak dużo sytuacji. To samo można powiedzieć o drugiej formacji i nie zapominajmy o dorobku czwartej piątki. Im więcej formacji będzie dobrze grać, tym lepiej dla całego zespołu. Właśnie tak było wczoraj.

    - Jak byś podsumował wczorajszy mecz pod względem kondycji? Ja miałem wrażenie, że GKS-owi trochę zabrakło sił w końcówce, a wy swoim równym tempem atakowaliście przez całe spotkanie. Czy to mogło być decydujące?

    - Rzeczywiście tak było. Nie wiem, na ile ważne jest to, że GKS wrócił z występów w Pucharze Kontynentalnym, a może ich drużyna przechodzi teraz przez serię cięższych treningów. Wyglądaliśmy wczoraj lepiej jeśli chodzi o jazdę na łyżwach, wygrywaliśmy walki o krążek pod bandami. Myślę, że nasze zwycięstwo nie było przypadkowe i z trybun pewnie też było widać naszą przewagę przez przynajmniej 50 minut meczu.

    - A propos przypadkowości - często się mówi, że rzuty karne to loteria. Jednak ani przy twoim karnym, ani przy tych strzelonych przez Tomasa Sykorę i Krystiana Dziubińskiego chyba o przypadku nie może być mowy. Bardzo pewnie wykonaliście te najazdy. Często je trenujecie?

    - Oczywiście. Trenujemy karne na prawie każdym treningu. Ćwiczy je cała drużyna i później trener ma dobry przegląd, który zawodnik jest pewny siebie przy swoich próbach. Czasem któryś zawodnik zgłasza się sam do karnych, mówi, że w danym dniu jest przekonany o swojej skuteczności. Wtedy też musi udźwignąć presję. Z tym, że karne to loteria w pewnym stopniu jednak się zgadzam. Wystarczy popatrzeć na nasze ostatnie wyniki - wczoraj wyszło dobrze, a z Jastrzębiem u siebie zupełnie odwrotnie. Duże znaczenie mają na pewno umiejętności zawodników, ale też dyspozycja dnia.

    - Czasu do świętowania zwycięstwa w Tychach jednak nie ma. Dzisiaj znów trening, bo jutro kolejny mecz. Cała seria spotkań przed drużyną, ale wydaje się, że to najtrudniejsze zadanie już za wami. Starcie w Tychach wygrane, z kolejnymi rywalami powinno być już łatwiej?

    - Musimy patrzeć przede wszystkim na swoją grę. Do poprawy są głównie początki meczów, to powinno wyglądać lepiej, niż wczoraj w Tychach. Jeśli to my wyjdziemy na prowadzenie dwiema, trzema bramkami, to, biorąc pod uwagę jak doświadczoną mamy drużynę, wyniki końcowe nie powinny nam uciekać.  To jest nasz cel na najbliższe spotkania.

    Rozmawiał Robert Pęczalski

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ