Paweł Kozendra: Czułem się, jakbym po raz kolejny zdobył z Cracovią mistrzostwo Polski
Niedzielne spotkanie z GKS Tychy było wyjątkowym dla Pawła Kozendry. Przed meczem pod dachem lodowiska przy Siedleckiego zawisła koszulka z nazwiskiem zasłużonego hokeisty Pasów, którego uroczyście uhonorowano na tafli lodowiska. „Krakus z krwi i kości” po meczu zgodził się powiedzieć nam kilka zdań.
Na sam początek, jak Pan się czuje, spoglądając na koszulkę ze swoim nazwiskiem, która od dzisiaj wisi pod dachem lodowiska przy ul. Siedleckiego?
Naprawdę, rozpiera mnie wielka duma. Jest to dla mnie wielka niespodzianka, że tak szerokie grono osób wnioskowało, żeby moja koszulka została wzniesiona pod dach. Świadomość tego, że moje nazwisko zostanie tutaj przez lata, jest zwieńczeniem mojej hokejowej kariery w Cracovii. I jeżeli ktoś zapytałby się mnie, czy się opłacało, to odpowiem – tak! I jeżeli miałbym urodzić się po raz drugi i ktoś zapytałby się mnie, czy chcę grać w hokeja, to również odpowiedziałbym, że tak - zrobiłbym dla tego Klubu wszystko!
25 lat spędzonych w Pasiastej koszulce… Dzisiejsza ceremonia to wspaniała klamra dla tego ćwierćwiecza spędzonego w Cracovii?
Szczerze powiedziawszy, to jak najbardziej – dzisiaj czułem się, jakbym po raz kolejny zdobył z Cracovią mistrzostwo Polski. Ci kibice, ta atmosfera, to przywitanie… To jest bezcenne i tego nikt nie jest w stanie za żadne pieniądze kupić. To trzeba sobie wypracować. To dziś docenili kibice, a także zarząd w Cracovii, że faktycznie opłaca się dać coś od siebie więcej.
Wiadomo, że to dość trudne do wybrania, ale czy ma Pan taki jeden moment, który zapadł Panu w pamięci przez ten długi czas gry przy S7?
Myślę, że tej chwili nigdy nikt nie wymaże mi z pamięci. To jest oczywiście sukces w 2006 roku, kiedy na stulecie Klubu i po 57 latach przerwy sięgnęliśmy po mistrzostwo Polski. Przypominam sobie zwłaszcza jeden moment, kiedy ówczesny kapitan drużyny, Martin Voznik, po odebraniu pucharu od władz PZHL nie podniósł go od razu, tylko podjechał do mnie i mi go wręczył, żebym ja wzniósł to trofeum. Powiedział wtedy: „To należy do Ciebie, stary!”. To, plus euforia na trybunach po podniesieniu pucharu – ten dzień bez wątpienia mocno zapadł mi w pamięci.
Dzisiejsza ceremonia też wiązała z dużymi emocjami. Jak Pan je przeżywał?
Czułem się dziś tak samo, jak jako 17-latek, kiedy wychodziłem na swój pierwszy mecz seniorski. Dokładnie tak samo biło mi serce, jak te dwadzieścia parę lat temu. Pomimo doświadczenia miałem dużą tremę, gdy przy takiej publice po 17 latach ponownie wszedłem na taflę lodowiska przy Siedleckiego. Ale koniec końców, jak w każdym meczu, daliśmy radę. Trzeba teraz iść do przodu i grać dalej.
Na koniec zapytam jeszcze o obecną sytuację w Klubie. Wiem, że regularnie śledzi Pan rozgrywki Tauron Hokej Ligi i jest Pan w tym temacie na bieżąco. Jak ocenia więc pan nowy zespół i nowy projekt, który buduje się w hokejowej Cracovii?
Bardzo się cieszę, gdy obserwuję ten zespół, ale przede wszystkim z jednej rzeczy. Bo różnie bywa w hokeju, raz się wygrywa, raz się przegrywa, ale najważniejsze dla mnie jest to, że ci ludzie, którzy obecnie są w Cracovii, zasługują na miano Pasiaka, albowiem widać, że na lodzie oddają całe serce, nie przechodzą obok meczów obojętnie. I chociaż nie są w swoim macierzystym klubie, to walczą tak, jak by stąd pochodzili. Także dziękuję tym zawodnikom, którzy są w obecnej drużynie, stworzonej przez Marka Ziętarę i Jacka Szopińskiego. Panowie! Wykonujecie kawał dobrej roboty! Szacun, bo reprezentujecie godnie ten Klub!