Leszek Laszkiewicz: Tego meczu nie zapomnę do końca życia

- Chcemy wygrać ten pojedynek, by dobrze wystartować w rywalizacji, ale tyszanie również zapowiadają, że to będzie dla nich niezwykle ważne spotkanie. Zapowiada się ciężka przeprawa - mówi przed jutrzejszym pierwszym finałowym pojedynkiem z GKS-em Tychy napastnik Comarch Cracovii, Leszek Laszkiewicz.
- Leszek, do pierwszego meczu finałowego pozostały już tylko godziny. Chyba nie pomylę się jeżeli powiem, że emocje sięgają powoli zenitu...
- Zgadza się. Już nie możemy doczekać się tego, kiedy zaczną się finały i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że pierwszy mecz rozegramy już jutro. W drużynie jest super atmosfera, nie ma większych kontuzji. Nastawiamy się tylko i wyłącznie na grę.
- Dla was byłoby lepiej, aby finałowa rywalizacja rozpoczęła się nieco wcześniej?
- Myślę, że tak. Taka przerwa, która była po półfinałach może rozbić obie drużyny. To był duży okres czasu i teraz nie wiadomo, jak oba zespoły będą wyglądać na lodzie. Ja osobiście wolę grać z marszu, bo wtedy człowiek nie wychodzi z rytmu.
- W ostatnich latach GKS - nie licząc ubiegłego sezonu - właściwie co roku gra w finale Mistrzostw Polski, ale jakoś nie może sięgnąć po złoty medal. Byliście od nich lepsi w 2006, 2008 i 2009 roku, w 2007 pokonał ich Wojas Podhale. Ich determinacja będzie w nadchodzących meczach niezwykła...
- Na pewno zrobią wszystko, by wygrać.. Tyszanie pokazują przez ostatnie lata, że mają świetną drużynę. Zapowiadają się bardzo trudne mecze, tym bardziej, że poprzednie finały stały na bardzo wysokim poziomie i nikt nie mógł narzekać, że nie było emocji.
- Było takie jedno spotkanie, które szczególnie utkwiło w waszej pamięci..
- Dokładnie. W 2009 roku w pierwszym meczu finałowym wygraliśmy z GKS-em, choć na kilkadziesiąt sekund przed końcem przegrywaliśmy 2:4. Zdobyliśmy wtedy dwie bramki, a potem byliśmy lepsi w rzutach karnych. Tego meczu nie zapomnę do końca życia. To już jest jednak historia.
- Jakiego finału możemy się spodziewać?
- To będą bardzo zacięte spotkania. Obie drużyny mają po pięćdziesiąt procent szans na sukces. Naszym plusem jest jednak to, że mamy bonus, ale on wcale nie musi decydować o sukcesie. Najważniejsza będzie aktualna forma drużyny. Zresztą jeżeli chcemy wygrać złoto, nie możemy przegrać ani jednego meczu u siebie. Jesteśmy świadomi tego, że w Tychach gra się bardzo ciężko, dlatego też chcemy zwyciężać w Krakowie.
- Już w poniedziałek pierwsza okazja...
- Chcemy wygrać ten pojedynek, by dobrze wystartować w rywalizacji, ale tyszanie również zapowiadają, że to będzie dla nich niezwykle ważne spotkanie. Zapowiada się ciężka przeprawa. Liczymy na kibiców, którzy wypełnią po brzegi naszą halę i będą nas dopingować tak, jak było to chociażby przy okazji ubiegłorocznych finałów.
- Brody już wam przeszkadzają?
- Już tak, a jak nie nam to naszym rodzinom (śmiech). Jest to już jednak taki stan, że spokojnie wszyscy wytrzymamy. I mamy nadzieję, zgolimy je mając na szyjach złote medale.
Rozmawiał Dariusz Guzik