Leszek Laszkiewicz nie uderzył głową!
12.01.2009

Po pierwszej tercji niedzielnego spotkania pomiędzy Pol-Aqua Zagłębiem Sosnowiec a Comarch Cracovią (1:3) doszło do walki na pięści Leszka Laszkiewicza z Teddym Da Costą.<br><br>
Chwilę wcześniej obaj siedzieli na ławce kar, na którą powędrowali za przeszkadzanie w grze. W protokole meczowym znalazła się informacja, że całe zajście sprowokował Leszek Laszkiewicz, który zaatakował zawodnika gospodarzy głową.
- Jestem w szoku - przyznaje Leszek Laszkiewicz. - Dowiedziałem się o tym dopiero w autobusie. Nic takiego nie miało miejsca. Nigdy w życiu nie uderzyłem nikogo z głowy, bo nie jestem wariatem. Gdybym go uderzył w ten sposób to sytuacja byłaby zupełnie inna: Da Costa padłby na lód, a kibice reagowaliby inaczej. Zlinczowaliby mnie! - wyjaśnia hokeista Pasów.
Jak w takim razie wyglądała cała sytuacja? - Podjechałem pod ławkę kar, powiedziałem kilka mocnych słów i w tym momencie Da Costa wyskoczył z pięściami. Zaczęła się walka - relacjonuje Leszek Laszkiewicz. Sytuację potwierdza Grzegorz Pasiut, który w tym czasie siedział z Leszkiem na ławce kar.
- Cały incydent widziałem bardzo dokładnie. Wyskoczyli na siebie z pięściami i zaczęli się bić, ale nie było żadnego uderzenia głową - zapewnia 21-letni napastnik Pasów.. - Gram piętnaście lat w hokeja i nigdy nie zagrałem na pograniczu brutalnego faulu. To jakieś nieporozumienie, kompletna bzdura - wyjaśnia Laszkiewicz.
To nie pierwszy incydent w tym sezonie z udziałem Da Costy. W czasie ostatniego meczu pomiędzy obiema drużynami ( grudnia 2008) po jednym ze starć, a konkretnie po ataku kijem, Martin Dudaš, obrońca Comarch Cracovii, wylądował w szpitalu z podejrzeniem wstrząsu mózgu.
DG
- Jestem w szoku - przyznaje Leszek Laszkiewicz. - Dowiedziałem się o tym dopiero w autobusie. Nic takiego nie miało miejsca. Nigdy w życiu nie uderzyłem nikogo z głowy, bo nie jestem wariatem. Gdybym go uderzył w ten sposób to sytuacja byłaby zupełnie inna: Da Costa padłby na lód, a kibice reagowaliby inaczej. Zlinczowaliby mnie! - wyjaśnia hokeista Pasów.
Jak w takim razie wyglądała cała sytuacja? - Podjechałem pod ławkę kar, powiedziałem kilka mocnych słów i w tym momencie Da Costa wyskoczył z pięściami. Zaczęła się walka - relacjonuje Leszek Laszkiewicz. Sytuację potwierdza Grzegorz Pasiut, który w tym czasie siedział z Leszkiem na ławce kar.
- Cały incydent widziałem bardzo dokładnie. Wyskoczyli na siebie z pięściami i zaczęli się bić, ale nie było żadnego uderzenia głową - zapewnia 21-letni napastnik Pasów.. - Gram piętnaście lat w hokeja i nigdy nie zagrałem na pograniczu brutalnego faulu. To jakieś nieporozumienie, kompletna bzdura - wyjaśnia Laszkiewicz.
To nie pierwszy incydent w tym sezonie z udziałem Da Costy. W czasie ostatniego meczu pomiędzy obiema drużynami ( grudnia 2008) po jednym ze starć, a konkretnie po ataku kijem, Martin Dudaš, obrońca Comarch Cracovii, wylądował w szpitalu z podejrzeniem wstrząsu mózgu.
DG