Hokejowe podsumowanie 2017 roku, część I

    30.12.2017
    Hokejowe podsumowanie 2017 roku, część I
    Koniec grudnia to idealny moment na podsumowania. Przygotowaliśmy dla Was małą podróż w czasie. Przypomnijmy sobie, jak dla Comarch Cracovii wyglądała pierwsza połowa mijającego roku!

    Styczeń

    Drugie miejsce w tabeli Polskiej Hokej Ligi i niedawna przegrana w finale Pucharu Polski z GKS-em Tychy - hokeiści Comarch Cracovii rozpoczną zbliżający się rok 2018 w bardzo podobnych okolicznościach do tych sprzed 365 dni. Niecałe dwanaście miesięcy temu drużynę „Pasów" opuścili Patrik Svitana i Richard Jenčik, lecz już bez dwóch bramkostrzelnych Słowaków w składzie Mistrzowie Polski zanotowali świetną serię spotkań. Zaczęło się od wysokiego wyjazdowego zwycięstwa nad Orlikiem, po którym drużyna Rudolfa Rohačka wyraźnie odżyła.

    Najbardziej spektakularne były dwa spotkania: dwucyfrowe zwycięstwo u siebie nad JKH oraz wygrana z GKS-em Tychy - pierwsza od 295 dni! Po meczu z Podhalem 22 stycznia „Pasy" powróciły na fotel lidera Polskiej Hokej Ligi.  W drużynie doszło do kolejnych zmian personalnych. Comarch Cracovię opuścił Michael Kolarz, a jego miejsce w defensywie „Pasów" zajął inny doświadczony Czech Lukaš Zib.

    Kilka dni później Mistrzowie Polski zakontraktowali jeszcze jednego zawodnika - był nim Andrew McPherson. Kanadyjczyk, który posiada także niemieckie obywatelstwo, szybko wkomponował się w nowy zespół i miał spory udział przy zwycięstwie w meczu w Bytomiu.

    Wydawało się, że Comarch Cracovia zdoła zanotować idealną serię w styczniu, jednak ta sztuka się nie udała. Na sam koniec miesiąca dość nieoczekiwanie Cracovii udanie zrewanżowali się jastrzębianie, wygrywając z „Pasami" na „Jastorze". Styczeń należy jednak uznać za udany - po serii zwycięstw morale zespołu znacznie wzrosło, a przegrupowania w składzie wiązały się nie tylko z odejściami kilku zawodników. Zwłaszcza, że 31 stycznia ogłoszono jeszcze jeden transfer - do klubu przyszedł bramkostrzelny Tomaš Sykora.

    Luty

    Co roku luty jest miesiącem, na który szczególnie czekają kibice hokeja na lodzie. Wtedy kończy się sezon zasadniczy i zaczyna to, co najważniejsze - faza play-off. W mijającym roku ostatnie mecze „Pasów" przed grą o wszystko nie należały do najlepszych. Cracovia miała jeszcze szansę na zajęcie pierwszego miejsca, ale spadły one znacząco po porażce na własnym terenie z GKS-em Tychy.

    Sytuację jeszcze bardziej skomplikowała porażka po rzutach karnych w Opolu i przed przerwą na zgrupowanie reprezentacji kwestia rozstawienia Cracovii w fazie play-off była już niemal rozstrzygnięta. „Pasy" okupowały drugą lokatę w tabeli i mogły powoli szykować się do rywalizacji w pierwszej rundzie ze zwycięzcą słabszej grupy Polskiej Hokej Ligi - Unią Oświęcim. Do kadry Polski na turniej EIHC w Katowicach powołania otrzymało ośmiu zawodników Comarch Cracovii i - do czego trener Rohaček zdążył się już przyzwyczaić - drużyna została rozdzielona na dwie grupy. Ci hokeiści, którzy pozostali w Krakowie przechodzili ostatni mikrocykl kondycyjny, a pozostali reprezentowali biało-czerwone barwy w meczach przeciwko Słowenii, Ukrainie i Włochom. Po przerwie na rozgrywki międzynarodowe do rozegrania pozostawały tylko dwa mecze sezonu zasadniczego 2016/17. Najpierw Comarch Cracovia po raz kolejny pokonała na wyjeździe nowotarskie „Szarotki", jednak w ostatnim meczu w hali przy ul. Siedleckiego nieoczekiwanie od „Pasów" lepsza okazała się bytomska Polonia. Najważniejsze miało jednak dopiero nastąpić...

    Comarch Cracovia wyruszyła w misję obrony mistrzowskiego tytułu. Pierwszą przeszkodą była oświęcimska Unia. Przed poprzednim sezonem pierwszą rundę play-off postanowiono rozegrać do czterech zwycięstw, więc wydawało się, że właśnie cztery mecze rozstrzygną tę serię. „Pasy" przystępowały do niej w roli murowanego faworyta i pierwszy mecz faktycznie to udowodnił. Ekipa Rudolfa Rohačka pewnie wygrała w Krakowie 5:2 po dwóch trafieniach Dziubińskiego oraz jednym Sykory, Ziba i Kapicy.

    Dzień później, 22 lutego, został rozegrany mecz nr 2 i choć przez długi czas nic tego nie zapowiadało („Pasy" do 56. minuty spotkania prowadziły 3:1 po golach Drzewieckiego, Sykory i Kapicy), to gościom udało się sprawić sensację. Decydującego gola na 3:4 w dogrywce zdobył Jerzy Gabryś i rywalizacja przeniosła się do Oświęcimia przy stanie 1:1.

    Mistrzowie Polski przystąpili do trzeciego meczu z podrażnioną ambicją, a z kolei oświęcimianie złapali wiatr w żagle. Spotkanie w Oświęcimiu zakończyło się dopiero w rzutach karnych, które na szczęście dla kibiców „Pasów" lepiej egzekwowała nasza drużyna. Do bramki świetnie dysponowanego Fikrta w serii najazdów trafili Sinagl i Dziubiński, a w regulaminowym czasie gry gole strzelali także popularny „Dziubek" oraz Kapica. Ten kto myślał, że problemy „Pasów" w rywalizacji z Unią się skończyły, mocno się pomylił. W czwartym meczu rozegranym w Oświęcimiu 26 lutego przez długi czas zanosiło się na zwycięstwo gospodarzy. Na niespełna trzy minuty do końca trzeciej tercji oświęcimianie prowadzili 2:1, lecz wówczas bramkę zdobył niezawodny Krystian Dziubiński, a w dogrywce bohaterem został Maciej Urbanowicz, który wcześniej trafił także w regulaminowym czasie gry. Mimo bardzo dzielnej postawy drużyny prowadzonej przez trenera Josefa Doboša, mecz numer pięć w Krakowie miał przypieczętować awans Comarch Cracovii do półfinału.

    Marzec

    Już w pierwszy dzień nowego miesiąca „Pasom" udało się znaleźć w kolejnej fazie rozgrywek. Ponownie spotkanie z Unią było zaskakująco zacięte, a prowadzenie w nim zmieniało się aż trzy razy. Ostatecznie „Pasy" po golach Słabonia, Rompkowskiego, Kapicy, Drzewieckiego, Sykory i Dziubińskiego zwyciężyły 6:4. Goście pokazali naprawdę dużo ambicji i woli walki, lecz nie wystarczyło to na więcej, niż jedno zwycięstwo w rywalizacji z Mistrzami Polski.

    Pierwszy zakręt na drodze do mistrzostwa został pokonany. Drugi prowadził do Nowego Targu.

    Po niespełna tygodniu przerwy wróciliśmy do walki. 7 marca do Krakowa przyjechały „Szarotki" z nadzieją na przerwanie fatalnej dla nich serii porażek z Comarch Cracovią. Wynik po całkowicie szalonej pierwszej tercji nie dawał jednak dużych szans na zmianę trendu - „Pasy" prowadziły aż 5:2. Mecz zakończył się wynikiem 7:3, a dla naszej drużyny bramki strzeliło aż siedmiu zawodników - McPherson, Zib, Dziubiński, Kalus, Sinagl, Drzewiecki i Domogała.

    W Dzień Kobiet prezent otrzymały wszystkie sympatyczki Cracovii. W początkowej fazie meczu numer dwa Podhale potrafiło odpowiadać na trafienia „Pasów", lecz rywalizacja do Nowego Targu przeniosła się przy stanie 2:0. Cracovia wygrała 4:3 po bramkach zdobywanych przez Ziba, Urbanowicza oraz dwóch golach Kapicy.

    Półfinałowa seria do Krakowa już nie wróciła. „Pasy" kontynuowały serię zwycięstw nad „Szarotkami" najpierw wygrywając 2:1  (bohaterem meczu został autor dwóch trafień Lukas Zib), a dzień później, 12 marca, było już po sprawie. Cracovia po raz 12. z rzędu wygrała z Podhalem, a to zwycięstwo dało bilet do wielkiego finału. Mecz numer cztery zakończył się wygraną 3:1 po golach Kapicy, Domogały i Słabonia.

    Nadszedł czas na powtórkę starcia o wszystko z GKS-em Tychy!

    Dzięki szybkiemu rozstrzygnięciu w półfinale, drużyna Rudolfa Rohačka mogła skorzystać aż z dziewięciu dni przerwy. Pierwsze dwa spotkania miały się rozegrać w Tychach dopiero 21 i 22 marca. Finał dla „Pasów" rozpoczął się doskonale. Dzięki bramkom zdobytym w przewadze przez Sinagla i Rompkowskiego nasz zespół prowadził 2:0. Później gole strzelali już jednak tylko tyszanie. Pierwszy mecz finału zakończył się ich zwycięstwem 3:2, a sceną, która wielu osobom najbardziej utkwiła w pamięci był moment, gdy ucierpiał Mateusz Rompkowski po ostrym zagraniu Jana Semorada.

    Drugie spotkanie także obfitowało w ostrą, często nieprzepisową grę. Boleśnie przekonała się o tym drużyna Cracovii, która dała się ponieść emocjom i głównie przez swoje niewymuszone faule nie zdołała wygrać spotkania. Mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla gospodarzy. Znów nie udało się utrzymać prowadzenia, jakie „Pasy" posiadały po pierwszej tercji meczu - tym razem po golach Kalusa i Drzewieckiego. Finałowa rywalizacja układała się idealnie dla GKS-u, lecz zawodnicy Cracovii wyraźnie zapowiadali - „wrócimy do Tychów".

    25 marca komplet widzów oglądał trzeci mecz finału w hali przy ulicy Siedleckiego 7 w Krakowie. Jak zwykle na trybunach licznie zjawili się również kibice z Tychów, lecz wracali do domów w nieco gorszych nastrojach, niż po poprzednich dwóch spotkaniach u siebie. „Pasy", choć przegrywały na początku meczu, rozpędziły swoją strzelecką maszynę i zaaplikowały rywalom aż siedem goli. Strzelali je Kapica (dwie), Domogała (dwie), Paczkowski, Sinagl i Kalus. Wróciły nadzieje na to, że losy finału uda się jeszcze odwrócić.

    Nadzieje te nieco przygasły jednak po czwartym meczu. Jego wynik był taki sam, jak stan rywalizacji - 1:3. Gol Kalusa nie wystarczył i w Tychach zaczęto mrozić szampany. Ale Cracovia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa...

    „Pasy" wyruszyły do Tychów z misją napisania historii. Jeszcze żadna polska drużyna nie zdobyła mistrzowskiego tytułu przegrywając w serii już 1:3. Pierwszy krok został wykonany - tym razem udało się utrzymać prowadzenie po pierwszej tercji. Dwa gole Sykory oraz bramki Dąbkowskiego i Ziba sprawiły, że Cracovia zwyciężyła 4:2 i z planów fetowania mistrzostwa w Tychach nic nie wyszło.

    Rok wcześniej o mistrzostwie decydował siódmy mecz. Takie spotkania zawsze przyprawiają kibiców o palpitację serca i zawodnicy GKS-u, po wpadce w poprzednim meczu, chcieli tego swoim sympatykom oszczędzić. Początek szóstego starcia był dla nich bardzo udany - po pierwszej tercji „Pasy" przegrywały 0:1. Później do gry włączyli się „stranieri" w ekipie Comarch Cracovii. Dwie bramki strzelił Kalus, jedną Sykora. W trzeciej tercji swoje trafienie dołożył jeszcze Kapica. 4:2 dla „Pasów", 3:3 w całej rywalizacji - kilka dni wcześniej ten scenariusz wydawał się niemal niemożliwy do zrealizowania. Jak powtarza często legenda fińskiego hokeja Teemu Selanne - „good things happen when you believe" - dobre rzeczy dzieją się, gdy wierzysz. Drużyna Cracovii wierzyć nigdy nie przestała.

    Kwiecień

    2 kwietnia 2017 roku, godzina 19:15. Mecz numer siedem, starcie ostateczne. Zasady bardzo proste - my albo oni. Kto wygra, zostanie Mistrzem! Na bramkę Urbanowicza w pierwszej tercji, w drugiej odpowiedział Vitek. Przez długi czas nikt nie potrafił przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Radziszewski i Zigardy dwoili się i troili, czasem pomagały im słupki bramek. Ani Cracovia, ani GKS nie zdołały wykorzystać przewag, nawet podwójnych. 60 minut siódmego meczu to było za mało, o losach całego sezonu miała rozstrzygnąć dogrywka. Choć wszyscy gracze walczyli jak lwy, jak spartanie, to sprawa była jasna - wyłoni się jeden bohater, który da swojej drużynie tytuł.

    Ci, którzy oglądali mecz w telewizji nie zdążyli jeszcze wygodnie zasiąść w kanapach. Pierwsze sekundy dogrywki, błąd tyszan, krążek przejmuje Sinagl! Strzał! Reszta jest już historią.

    Comarch Cracovia mistrzem Polski, już po raz dwunasty! Tej walki, tej wiary w końcowy sukces długo nie zapomnimy!

    Przyszedł czas na świętowanie, choć dla niektórych było ono bardzo krótkie. Siedmiu świeżo upieczonych Mistrzów Polski wyjechało na zgrupowanie reprezentacji przygotowującej się do Mistrzostw Świata (na których Polacy zajęli czwarte miejsce). Kibice „Pasów" dostali w kwietniu jeszcze kilka bardzo dobrych informacji - kontrakty z Comarch Cracovią przedłużyli Rafał Radziszewski, Mateusz Rompkowski, Petr Kalus, Maciej Urbanowicz i Damian Kapica. Trzon drużyny budowanej od kilku lat w Krakowie przez trenera Rohačka miał pozostać na kolejny sezon.

    Maj

    Zdobywając mistrzostwo Polski nie można myśleć o długich wakacjach. Na drużynę czeka bowiem Hokejowa Liga Mistrzów! „Pasy" miały poznać swoich grupowych rywali już w maju i właśnie ta informacja najbardziej elektryzowała wówczas sympatyków Comarch Cracovii. Zawodnicy ponownie zapowiadali, że chcą trafić na możliwie jak najsilniejszych rywali. Los przydzielił nam mistrzów Niemiec - Red Bull Monachium, wicemistrzów Szwecji - Brynäs IF oraz czwartą drużynę Finlandii - IFK Helsinki.

    Z misją wywalczenia historycznych punktów w CHL drużyna przystąpiła do przygotowań przed nowym sezonem. W międzyczasie spływały kolejne informacje dotyczące kontraktów i wzmocnień zespołu. Z Cracovią na kolejny sezon pozostali Adam Domogała, Lukas Zib ,Damian Słaboń, Tomas Sykora i Patryk Wajda. Do „Pasów" dołączył także pozyskany z nowotarskiego Podhala Kasper Bryniczka.

    Czerwiec

    Drużyna otrzymała od trenera tydzień wolnego po czterech tygodniach ciężkich treningów „na sucho". Choć to określenie oznacza, że zajęcia odbywają się poza lodową taflą, to chyba nie można go użyć do opisania tradycyjnej już czerwcowej sesji kajakowej Comarch Cracovii.

    Pod koniec miesiąca zawodnicy znów otrzymali urlop, by powrócić do treningów 12 lipca. My wracamy z drugą częścią hokejowego podsumowania roku już jutro!

    Przygotował Robert Pęczalski

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ