GKS ucieka w ligowej tabeli. Porażka "Pasów" w Tychach
Spotkanie w początkowej fazie nie było toczone w szybkim tempie. Można było dostrzec, że obie drużyny skupiają się przede wszystkim na bronieniu dostępu do własnej bramki, bo pojedyncze ataki, czy to GKS-u, czy „Pasów" kończyły się zazwyczaj skutecznymi blokami obrońców. Tak było z wyjątkiem jednej akcji gospodarzy w 5. minucie spotkania. Michael Cichy dynamicznie wjechał do tercji lewą stroną i oddał strzał na bramkę. Na nieszczęście dla „Pasów", guma odbiła się od kija Macieja Kruczka i to zaskoczyło Rafała Radziszewskiego. Pechowa była również interwencja „Radzika" w 17. minucie meczu, gdy krążek przelobował golkipera Cracovii po strzale Kaznadzeia. Pasy także potrafiły przedostać się pod bramkę gospodarzy, lecz brakowało skuteczności w wykończeniu akcji i po pierwszej tercji tyszanie zasłużenie prowadzili.
W czwartej minucie drugiej odsłony meczu zawodnicy obu drużyn urządzili sobie małą powtórkę z rozrywki. Ten okres do złudzenia przypominał końcówkę pamiętnego finału Pucharu Polski z grudnia. W ciągu zaledwie 47 sekund padły aż trzy gole! Tyszanie grali w przewadze, ale to Cracovia zdobyła pierwszą bramkę - Filip Drzewiecki idealnie wyłożył krążek do Macieja Urbanowicza i zrobiło się 2:1. Niestety chwilę później strzelec bramki był zmuszony do sfaulowania rywala i gospodarze otrzymali prezent w postaci dziesięciu sekund podwójnej przewagi. Gol, jakiego zdobył Rzeszutko padł już w przewadze pojedynczej, a zaledwie 11 sekund później strata „Pasów" ponownie wynosiła jedną bramkę, po tym gdy do sieci trafił Petr Sinagl. Cracovia miała okazję do wyrównania stanu meczu, gdy podwójną karę mniejszą odsiadywał Krys Kolanos, lecz nie udało się wykorzystać czterech minut przewagi.
Przed rozpoczęciem trzeciej tercji obie drużyny miały jeszcze szanse na osiągnięcie korzystnego rezultatu. Już na początku tej odsłony spotkania znacznie poprawiła się jednak sytuacja GKS-u. Gospodarze po raz drugi zdołali wykorzystać liczebną przewagę. Strzelcem bramki był tym razem Kamil Kalinowski i wynik 4:2 oznaczał, że Cracovia musi zaatakować podejmując większe ryzyko. To była woda na młyn dla zawodników trenera Husaua. Tyszanie popisali się dwiema doskonałymi kontrami, które ustaliły wynik meczu. Obie te akcje wyglądały bardzo podobnie - dokładne podanie w poprzek bramki i celny strzał bez przyjmowania krążka. Najpierw Bepierszcza takim podaniem obsłużył Szczechura, później do Górnego zagrywał Gościński. Comarch Cracovia wyjechała z Tychów bez punktów, ale jeszcze zajmowała wówczas fotel wicelidera rozgrywek. Niestety dla Mistrzów Polski swój wieczorny mecz wygrała drużyna z Katowic i „Pasy" aktualnie plasują się na trzeciej pozycji w tabeli. Wydaje się, że ostatnie mecze sezonu zasadniczego będą dla Cracovii związane z walką już nie o wygranie pierwszej fazy sezonu, a co najwyżej o osiągnięcie rozstawienia z numerem drugim.
GKS Tychy - Comarch Cracovia 6:2 (2:0, 1:2, 3:0)
1:0 - Cichy - Szczechura, Bepierszcz 4:04
2:0 - Kaznadzei - Kolanos, Komorski 16:11
2:1 - Urbanowicz - Drzewiecki 23:00 w osłabieniu
3:1 - Rzeszutko - Kotlorz, Kolanos 23:36 w przewadze
3:2 - Sinagl - Słaboń, Kapica 23:47
4:2 - Kalinowski - Witecki, Galant 42:35 w przewadze
5:2 - Bepierszcz - Szczechura, Cichy 52:29
6:2 - Górny - Gościński, Rzeszutko 54:08
GKS Tychy: Murray (Zawalski) - Pociecha, Ciura, Galant, Kalinowski, Witecki - Bryk, Górny, Gościński, Rzeszutko, Bagiński - Kotlorz, Kaznadzei, Bepierszcz, Cichy, Szczechura - Gazda, Kolarz, Kolanos, Komorski, Kogut
Comarch Cracovia: Radziszewski (Łuba) - Zib, Dąbkowski, Sykora, Dziubiński, Kalus - Rompkowski, Noworyta, Urbanowicz, Bryniczka, Drzewiecki - Kruczek, Wajda, Sinagl, Słaboń, Kapica - Szurowski, Dutka, Paczkowski, Zygmunt, Sztwiertnia
RP