Damian Słaboń: Nie możemy sobie pozwolić na potknięcia

- Po porażce z Nowym Targiem byliśmy trochę przybici, ale porozmawialiśmy sobie między sobą oraz z trenerem i już ostatni mecz pokazał, że wróciliśmy na właściwe tory. Nasza determinacja pozwoliła nam wygrać w karnych przegrany wydawałoby się mecz. Zdajemy sobie sprawę, jak wygląda sytuacja w tabeli. Aby awansować do play-off nie możemy sobie pozwolić na kolejne potknięcia, bo rywale to wykorzystają - mówi napastnik ComArch Cracovii.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Czego Damian Słaboń życzyłby sobie w tym dniu?
- Przede wszystkim
zdrowia, bo ono jest najważniejsze, zwłaszcza w takim wieku (śmiech). Poza tym
to jak najlepszych rezultatów osiągniętych z Cracovią i powtórzenia końcowego
wyniku z ubiegłego sezonu.
- Koledzy w dniu wczorajszym sprawili Ci
prezent w postaci zwycięstwa w arcy-dramatycznym meczu.
- Tak, dostałem fajny
prezent, aczkolwiek z nerwowym przebiegiem „wręczania". Mecz był bardzo ciężki:
przegrywaliśmy po dwóch tercjach 2-0, ale w trzeciej udało nam się odrobić
straty. Trener pozmieniał trochę formację w tej tercji, a w karnych błysnął
niezawodny Leszek Laszkiewicz. Najważniejsze, że w meczu z bezpośrednim
konkurentem do „czwórki" zdobyliśmy dwa punkty, a Jastrzębie jeden, więc w
sumie jeszcze o jeden punkt im odskoczyliśmy.
- Wróciliście z dalekiej podróży. Przy
stanie 2-0 kibice Jastrzębia myśleli, że mistrz Polski jest już na łopatkach.
- Mogło to tak
wyglądać, zwłaszcza biorąc pod uwagę naszą ostatnią „wpadkę" z Podhalem. W
przerwie przed trzecią tercją porozmawialiśmy sobie po męsku w szatni, trener
pozmieniał ustawienie ordynując do gry tylko trzy „piątki" i wyszliśmy na lód z
wiarą, że jeszcze nic nie jest stracone. Dążyliśmy do strzelenia jak najszybciej
bramki kontaktowej, co nam się udało, a potem Patrik doprowadził do remisu.
Pokazaliśmy w tej tercji charakter, ale jesteśmy niezdowoleni z pierwszych
dwóch tercji. Przed meczem wiedzieliśmy jak ciężko się gra w Jatrszębiu oraz
jak jest ciasno w tabeli. Na szczęście w tym dniu mieliśmy w składzie Patrika -
najpierw Kosidło zmienił lot krążka po jego strzale, a potem on sam strzelił bramkę.
- Skąd się bierze to, że po raz kolejny w
meczach z teoretycznie słabszym rywalem nie gracie na swoim normalnym poziomie?
- Nie wiem co się z
nami stało. Sami chcielibyśmy znać odpowiedź na to pytanie, bo wtedy mielibyśmy
kilka punktów więcej. Z Podhalem byliśmy chyba zbytnio rozluźnieni faktem, że
gramy z ostatnią drużyną, która wygrała tylko kilka meczów. Jednak punkty w
każdym meczu w polskiej lidze trzeba wywalczyć na lodzie. W meczu z Podhalem
straciliśmy szalenie ważne punkty i w Jastrzębiu pragnęliśmy się odegrać, by
zmazać tę plamę. Udało nam się to tylko częściowo.
- Teraz czeka was kolejny mecz z
bezpośrednim konkurentem w walce o pierwszą czwórkę. Jaka atmosfera panuje w
szatni?
- Porażką z Podhalem
postawiliśmy się w takiej sytuacji, że już praktycznie nie możemy sobie pozwolić
na żadne straty punktów. Teraz gramy z Unią i Tychami i musimy wyjść na lód od
pierwszej syreny maksymalnie skoncentrowani i zmobilizowani. Po porażce z Nowym
Targiem byliśmy trochę przybici, ale porozmawialiśmy sobie między sobą oraz z
trenerem i już ostatni mecz pokazał, że wróciliśmy na właściwe tory. Nasza
determinacja pozwoliła nam wygrać w karnych przegrany wydawałoby się mecz.
Zdajemy sobie sprawę, jak wygląda sytuacja w tabeli. Aby awansować do play-off
nie możemy sobie pozwolić na kolejne potknięcia, bo rywale to wykorzystają.
- Liczycie na gorący doping w meczu z Unią?
- Liczymy i to bardzo!
Już na niektórych meczach w tym sezonie zasadniczym kibice licznie przybyli na
nasze mecze i pokazali, że ze wspaniałym dopingiem mogą być naszym szóstym
zawodnikiem. Mamy nadzieję, że tak będzie też jutro, bo bardzo potrzebujemy wsparcia
w meczu o sześć punktów!