Damian Słaboń: Nasze apetyty wzrosły
17.03.2008

We wtorek i w środę (oba o godzinie 20) rozegrane zostaną kolejne finałowe spotkania Mistrzostw Polski. Jak na razie w rywalizacji do czterech zwycięstw jest remis 1:1. <i>- Przed spotkaniami zakładaliśmy sobie, żeby wygrać przynajmniej jeden mecz i to nam się udało już w piątek</i> - mówi napastnik Comarch Cracovii Damian Słaboń.<br><br>
- Po dwóch meczach w Tychach jest remis 1:1. Plan minimum został więc wypełniony....
- Przed spotkaniami zakładaliśmy sobie, żeby wygrać przynajmniej jeden mecz i to nam się udało już w piątek. Zwycięstwo 5:1 sprawiło jednak, że nasze apetyty wzrosły. Walczyliśmy w sobotę o wygraną, ale to GKS był drużyną lepszą o tę jedną bramkę. Zabrakło też trochę szczęścia.
- W piątek pewna wygrana, w sobotę porażka. Jak to jest, że w ciągu dwóch dni sytuacja potrafi się tak zmienić?
- To jest sport. GKS po piątkowej porażce miał nóż na gardle i dla tyskich hokeistów ewentualna porażka oznaczałaby bardzo złą sytuację. W sobotę zagrali na cztery piątki (w piątek grali na trzy – przyp.), więc mieli więcej sił. Teraz czekają nas mecze w Krakowie. Będziemy walczyć.
- Ślady tej walki widać już na twojej twarzy (zszyty łuk brwiowy, opuchnięte oko – przyp.). Opowiedz, co ci się stało?
- Po jednym ze starć z zawodnikiem GKS-u uderzyłem w bandę i rozciąłem łuk brwiowy. Z taką kontuzją można normalnie grać tylko oczywiście trzeba to było odpowiednio szybko zszyć.
- Nie miałeś żadnej blokady z tego powodu? W każdej chwili przecież ktoś mógłby znów w ciebie wpaść i jeszcze bardziej pogłębić ranę...
- Wychodząc na lód staram się o tym nie myśleć. To są przecież finały! Tu trzeba walczyć, choćby nie wiadomo co.
- Czuć atmosferę finałów?
- Oczywiście! Walczą ze sobą dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego, na trybunach w Tychach była świetna atmosfera. Słychać było doping naszych kibiców, którzy przyjechali specjalnie z Krakowa. Mam nadzieję, że u nas na trybunach będzie komplet widzów.
- A jak będzie na lodzie?
- Liczę, że dobrze. Teraz to my będziemy gospodarzami i to w dwóch spotkaniach. To będą pasjonujące widowiska.
Rozmawiał Dariusz Guzik
- Przed spotkaniami zakładaliśmy sobie, żeby wygrać przynajmniej jeden mecz i to nam się udało już w piątek. Zwycięstwo 5:1 sprawiło jednak, że nasze apetyty wzrosły. Walczyliśmy w sobotę o wygraną, ale to GKS był drużyną lepszą o tę jedną bramkę. Zabrakło też trochę szczęścia.
- W piątek pewna wygrana, w sobotę porażka. Jak to jest, że w ciągu dwóch dni sytuacja potrafi się tak zmienić?
- To jest sport. GKS po piątkowej porażce miał nóż na gardle i dla tyskich hokeistów ewentualna porażka oznaczałaby bardzo złą sytuację. W sobotę zagrali na cztery piątki (w piątek grali na trzy – przyp.), więc mieli więcej sił. Teraz czekają nas mecze w Krakowie. Będziemy walczyć.
- Ślady tej walki widać już na twojej twarzy (zszyty łuk brwiowy, opuchnięte oko – przyp.). Opowiedz, co ci się stało?
- Po jednym ze starć z zawodnikiem GKS-u uderzyłem w bandę i rozciąłem łuk brwiowy. Z taką kontuzją można normalnie grać tylko oczywiście trzeba to było odpowiednio szybko zszyć.
- Nie miałeś żadnej blokady z tego powodu? W każdej chwili przecież ktoś mógłby znów w ciebie wpaść i jeszcze bardziej pogłębić ranę...
- Wychodząc na lód staram się o tym nie myśleć. To są przecież finały! Tu trzeba walczyć, choćby nie wiadomo co.
- Czuć atmosferę finałów?
- Oczywiście! Walczą ze sobą dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego, na trybunach w Tychach była świetna atmosfera. Słychać było doping naszych kibiców, którzy przyjechali specjalnie z Krakowa. Mam nadzieję, że u nas na trybunach będzie komplet widzów.
- A jak będzie na lodzie?
- Liczę, że dobrze. Teraz to my będziemy gospodarzami i to w dwóch spotkaniach. To będą pasjonujące widowiska.
Rozmawiał Dariusz Guzik